Polityk skazany. Jego kot wyjadał rybki sąsiadowi
Wrocławski sąd zdecydował, który z kotów jest winny zjedzenia rybek ze stawu sąsiadów. Pozew trafił do sądu z powództwa wrocławskiej straży miejskiej. Jak tłumaczył rzecznik Waldemar Forysiak, sprawa była uciążliwa, a nie pomogły mediacje, ani inne próby porozumienia miedzy zwaśnionymi stronami: - To problem sąsiedzki dotyczący kota, który przeskakuje ogrodzenie, a następnie zanieczyszcza teren, a także - i to jest bardziej dramatyczne - wyjada ryby z małego stawu - opisuje Forysiak.
Obwiniony w sprawie, Patryk Hałaczkiewicz twierdził, że żadnych mediacji nie było. Dodawał też, że nie ma dowodów przeciwko jego zwierzęciu, a straż miejska, która pozwała go do sądu, robi to tylko dlatego, że złożył zażalenie na dwie strażniczki.
- Podałem pełne dane, a nagle przychodzi wiosek o wezwanie, bo jestem obwiniony o nieokazanie legitymacji. Dowiaduję się od pani strażnik, że nie ważne co powiem, bo i tak sprawę skierują do sądu. No więc odmawiam składania zeznań. Przed straż miejską w sprawie kota wezwana jest moja teściowa, później moja żona i na końcu - ja - opisuje Hałaczkiewicz.
Dziś sąd we Wrocławiu stanął po stronie właścicieli rybek. Opiekun kotów z wrocławskiego Ołtaszyna został uznany winnym "nie zapewnienia pełnego nadzoru nad zwierzęciem" i skazany na naganę. Lulu albo Miłka. Jeden z dwóch mruczków Patryka Hałaczkiewicza miał "nękać" sąsiadów.
Sędzia Aurelia Krajczy-Kozłowski przez kilkanaście minut uzasadniała na czym polegała wina mężczyzny i jego żony.
- Mieli obowiązek utrzymać koty, w taki sposób aby nie wydostał się poza teren nieruchomości zamieszkiwanej przez nich. Tymczasem w okresie objętych zarzutem, zwierzę robiło to wielokrotnie, ponieważ oskarżony nie podjął żadnych działań zmierzających do jego powstrzymania.
Co na to skazany?
- Myślałem, że sąd przerwie tę spiralę absurdu, ale niestety nie. Teraz wszyscy właściciele kotów we Wrocławiu będą drżeć, bo straż miejska, może bez problemu postawić ich przed sądem. Z drugiej strony mógłbym powiedzieć, że sąsiad ma oczko wodne, a więc lęgną się komary i też mi to przeszkadza. Niedługo możemy sądzić się o naprawdę idiotyczne sprawy. Bareja zrobiłby o tym pewnie świetny film.
Ale sędzia Aurelia Krajczy-Kozłowski nie miała wątpliwości - jest wina, musi być kara.
- Czyn obwinionego, w ocenie sądu jest społecznie szkodliwy. Wyrazem tego jest powstała szkoda, która realnie utrudniała pokrzywdzonym korzystanie z własnego ogrodu.
Wyrok nie jest prawomocny, a skazany już zapowiada apelację. W trakcie procesu jeden z winowajców - kot Miłka zaginął.
POSŁUCHAJCIE MATERIAŁU:
Sądowy spór o kota, który pożarł ryby ze stawu sąsiadów
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.