Rozmowa Dnia Radia Wrocław - Jacek Świat [POSŁUCHAJ]
Prokuratura ujawniła błędy w śledztwie smoleńskim, jakie wykryto po ekshumacjach ofiar katastrofy. Z przeprowadzonych dotąd badań wynika, że doszło do dwóch przypadków zamiany ciał. Nadzorujący śledztwo zastępca Prokuratora Generalnego Marek Pasionek poinformował też, że w trumnach dziewięciu osób znaleziono szczątki innych ofiar katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. Pan był zwolennikiem ekshumacji. Spodziewał się Pan takich wyników?
Byłem zwolennikiem - to nie dobre słowo - uznawałam to za konieczność. Po pierwsze dlatego, że tak wynika z zapisów kodeksu postępowania prawa karnego - to po prostu psi obowiązek, by przeprowadzić autopsję. Pamiętajmy, że odbył się już kilka ekshumacji na życzenie rodzin parę lat temu i one wykazały też rzeczy szokujące - że ciała były zamieniane, że fałszowane były medyczne dane, że np. w trumnach znajdowane zwykłe śmieci. Tym bardziej te ekshumacje były niezbędne.
W jednym z ostatnich wywiadów stwierdził Pan: "Tu już nie można mówić o pomyłce, o niechlujstwie, trzeba mówić o metodycznym, zaplanowanym barbarzyństwie, wynikającym być może z kompleksów rosyjskich, z jakiejś chęci symbolicznego odegrani się na Polkach". To mocne słowa. Rosjanie zrobili to umyślnie, by grać tak wielką tragedią?
Nie potrafię na to opowiedzieć, stawiam różne hipotezy, bo jak wytłumaczyć coś takiego. Nawet przyjmując, że Rosjanie mają inne podejście do śmierci, do pochówków, że mają inne tradycje, luźniej traktują ludzką śmierć, to tak daleko idące barbarzyństwo nie mieści się w głowie w żadnym cywilizowanym kraju. Myślę, że bez intencji, takie barbarzyństwo nie byłoby możliwe.
Barbara Stasiak, wdowa po Władysławie Stasiaku mówi, że gdyby obecne ustalenia byłyby znane 7 lat temu, tuż po katastrofie, mówilibyśmy nie o zawartości trumien, a o ludziach, którzy zginęli. Zgadza się Pan?
Oczywiście. Zdaję sobie sprawę, że dochodzenie przyczyn wypadków lotniczych trwa kilkanaście miesięcy - byłem psychicznie przygotowany, że w granicach 1,5-2 lat będziemy żyli w cieniu tej tragedii, ale w najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że to będzie wyglądało w ten sposób. To oczywiste, że sprawa powinna zostać wyjaśniona, że powinny być zachowane wszystkie procedury, szczególnie, gdy dzieje się tak niebywała katastrofa - niebywała na skalę światową, która powinna zmobilizować wszystkie możliwe siły państwa. Tymczasem popełniono wszystkie możliwe błędy, zaniechania, stworzyła się wobec tej katastrofy niezwykła atmosfera. Jak wytłumaczyć to, że żadna instytucja naukowa nie chciała mieć nic do czynienia z tą katastrofą? To jest porażające. Warto zwrócić uwagę na ogromną abdykację naszych elit.
Ale przecież działała komisja, która badała przyczyny wypadku.
Działała w sposób specyficzny. Nie przeprowadziła żadnych podstawowych badań i ekspertyz - nawet takich, które mi - laikowi - wydają się oczywiste. Nie miała do dyspozycji oryginałów, tylko kopie z czarnych skrzynek.
Nie miała wraku.
Nie przeprowadzono chociażby badań na obecność materiałów wybuchowych, ale przecież autopsje to też dowód procesowy - bo z nich może wynikać, jak przebiegała destrukcja samolotu. Jak widzimy - te dane wzięto z sufitu; komisja Millera wzięła werdykt nie wiadomo skąd.
Wróćmy do momentów pierwszych po katastrofie - czy gdyby 7 lat temu ludzie, którzy reprezentowali nasz kraj powiedzieli otwarcie - mamy problem, Rosjanie utrudniają nam procę, pełna identyfikacja szczątków może potrwać tygodnie, do rodzin należy decyzja co dalej - czy to by zmieniło sytuację?
Zawsze powtarzam - popełniono wszystkie błędy i zaniechania, i od pierwszych chwil nas okłamywano - że idzie dobrze, że wszystko pod kontrolą, że współpraca z Rosjanami układa się dobrze. Przez dłuższy czas byłem święcie przekonany, że tak jest w istocie. Na przyjazd żony czekałem dwa tygodnie - do głowy by mi nie przyszło, że może być problem z identyfikacją, z mieszaniem zwłok, z dokładaniem czegoś do trumien.
Kiedy sobie Pan uświadomił ,że coś może być nie tak?
Trudno powiedzieć, to nie był jeden moment. Po kilku dniach pojawiły się dziwne sygnały - że były cztery podejścia do lądowania, itd. - rzeczy zupełnie bzdurne i wyssane z paca. Po kilkunastu dniach było jasne, że toczy się dziwna gra, ale przez wiele tygodni miałem nadzieję, że poza tym medialnym dymem wszystko będzie w miarę sprawnie przebiegało. Aż w końcu stało się jasne, że mamy do czynienia z wielką ściemą.
Prokurator Marek Pasionek, który nadzoruje śledztwo, był w Moskwie w kwietniu 2010 roku. Dziś mówi, że Rosjanie go nie dopuścili do sekcji. Czy już wtedy nie powinien poinformować o takim nastawieniu Rosjan?
Z tego co wiem, swoich zwierzchników informował - myślę, że do prokuratora Seremeta należało alarmowanie rządu. Kariera prokuratora Pasionka przy badaniu tej sprawy była krótka - kiedy zgłosił się do Amerykanów z prośbą o pomoc, został od śledztwa odsunięty, z dnia na dzień wyrzucony - to też pokazuje, jakie były nastawienia gremiów decyzyjnych.
To one powinny były otwarcie mówić o wszystkich okolicznościach, jakie pojawiły się po katastrofie.
Przede wszystkim nie należało do nich dopuścić - nie można było podjąć decyzji o oddaniu całej sprawy i to w sposób zupełnie bezwarunkowy, bez spisania umowy ramowej. Zwlekano kilka dni z powołaniem komisji, nie działał żaden sztab kryzysowy. Dopuszczono do tego, że Rosjanie robili co chcieli z ciałami ofiar, że traktowali te autopsję per noga. Nikt tego nawet nie próbował kontrolować.
POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.