Śląsk - Arka 2:1: Wilk syty, owca cała

Śląsk grał słabo do momentu, w którym kibice stracili cierpliwość i zaczęli głośną wyrażać swoją dezaprobatę. Wtedy wrocławianie ruszyli do ataku, strzelili dwa gole i wygrali mecz. Dzięki zwycięstwu skończyli sezon na 9. miejscu. Wysokim jak na zaprezentowany poziom.

Po graczach Arki nie było widać presji, z którą przyszło im grać. Od początku gdynianie starali się prowadzić grę, choć nie przekładało się to na klarowne sytuacje. To Śląsk wyglądał na bardziej sparaliżowany, bo raził niedokładnością.

Mocno rażące była na pewno przediwne zachowanie obrońców w 20. mincuie. Filip Burkhardt niemal z połowy boiska zagrał piłkę w stronę pola karnego. Ta wylądowała za plecami defensywy, prosto pod nogami Joela Tshibamby, który bez trudu pokonał Mariana Kelemena. Arka zdobyła bramkę, której nie zapowiadało nic.

Po golu niewiele się zmieniło. Od 35. minuty goście cofnęli się pod własną bramkę i wybijali piłki, by nie stracić gola przed przerwą. I nie stracili.

W drugiej połowie nic nie zapowiadało metamorfozy Śląska. Wprawdzie zespół Ryszarda Tarasiewicza grał trochę lepiej, ale nie można było powiedzieć, że dobrze. Do 76. minuty. Wtedy Sebastian Mila z rzutu rożnego dośrodkował wprost na głowę Mariusza Pawelca, który doprowadził do remisu.

Śląsk ruszył do przodu i na efekty nie trzeba było długo czekać. Aktywny Vuk Sotirović próbował w tym meczu strzelać kilkakrotnie. Aż w końcu zrobił to znakomicie. Uderzył zza pola karnego nie do obrony, technicznie, w samo okienko.

Wrocławianie po raz pierwszy wiosną wygrali przed własną publicznością, ale po meczu cieszyli się wszyscy, bo Arka utrzymała miejsce nad strefą spadkową.

Śląsk Wrocław - Arka Gdynia 2:1 (0:1)
Tshibamba 20'- Pawelec 76', Sotirović 85'

Śląsk: Kelemen - Wołczek, Sztylka, Pawelec, Spahić (67' Socha), Ćwielong (90' Gancarczyk), Łukasiewicz (46' Madej), Dudek, Mila, Szewczuk, Sotirović.

Arka: Witkowski - Sokołowski, Szmatiuk, Kowalski, Mrowiec, Burkhardt, Bożok, Budziński, Ława, Trytko, Tshibamba (86' Wachowicz).