Rozprawa zamachowca z Wrocławia. Zeznawała m.in. matka Pawła R.
Kolejni świadkowie zeznają w sprawie zamachu bombowego we Wrocławiu. Przed sądem stoi 22-letni były student chemii z Wrocławia, który w maju 2016 roku podłożył w autobusie nr 145 domowej roboty bombę. Paweł R. do szczelnie zamkniętego garnka włożył substancje wybuchowe oraz metalowe śruby. Pakunek wyniósł z autobusu kierowca. W eksplozji ucierpiała jedna osoba, która zeznawała dziś w charakterze oskarżyciela posiłkowego
- Całą prawą rękę miałam zakrwawioną, z płaczem podbiegłam i usiadłam na ławce pod wiatą. Tam stał ładunek, (...) był wypełniony jakby wyrośniętym ciastem. Wybuchał płomień i ciągle sypał odłamkami - opowiadała przed sądem 82-latka.
Kobieta chce od Pawła R. 20 tysięcy zadość uczynienia, które przekaże między innymi na ośrodek pomocy trudnej młodzieży z ulicy Parkowej we Wrocławiu. - Wybaczę mu, tak po ludzku, licząc na to, że pan Paweł dorośnie. 42 lata pracowałam z trudną młodzieżą, uważam, że oskarżony poprawi się, że to było chwilowe zamroczenie - dodawała zeznająca.
Paweł R. przeprosił 82-latkę, ale nie przyznaje się do zarzutów prokuratora. Twierdzi, że podłożył bombę, ale nie chciał nikogo skrzywdzić, a jedynie nastraszyć i wyłudzić okup w postaci złota w sztabkach. Liczył na to, że dzięki uzyskanym w ten sposób pieniądzom zyska większy prestiż w oczach rówieśników.
KLIKNIJ I ZOBACZ, CO MÓWIŁ PRZED SĄDEM PAWEŁ R.
Przed sądem zeznawał dziś także współlokator zamachowca. - Znałem Pawła R. z liceum, to jego mama zaproponowała, żebyśmy razem zamieszkali. Nie znałem go jednak zbyt dobrze. Choć mieszkaliśmy razem blisko pół roku, to mało się widywaliśmy i nie rozmawialiśmy. Nikt go nie odwiedzał - mówił wspominając, że nic nie wskazywało na to, by wynajmujący mu pokój student chemii mógł konstruować w pokoju bombę.
Matka Pawła R. nie może uwierzyć, że jej syn wpadł na taki pomysł, ale - jak przyznawała dziś w sądzie - wiedziała, że miał problemy. Opowiedział jej o nich dopiero, gdy wrócił do rodzinnego domu, już po tym jak podłożył bombę w autobusie i szukała go policja. - Zaskoczył mnie jego wygląd, nie miał włosów, a nigdy się tak nie strzygł. Podeszłam bliżej, zauważyłam łzy w oczach. Zapytałam - masz problem? Powiedział, że tak. Zaczął od tego, że jest sam, że nikomu na nim nie zależy - zeznawała.
Jak dodała, syn od lat miał kłopot z trądzikiem. Próbował się go pozbyć. Dlatego zaczął brać silne leki. - Zaproponowano mu pewien lek dermatologiczny (...) Mógł być stosowany u osób które mają silną psychikę, absolutnie nie mógł być używany w momencie, gdy pojawiła się depresja. W pewnym momencie zaczął się zapominać, był nerwowy , zauważyliśmy to od pewnego czasu.
Ojciec Pawła R. z kolei skorzystał ze swojego prawa i odmówił składania zeznań. 22-latkowi grozi dożywocie, ale sąd może zdecydować w jego przypadku o nadzwyczajnym złagodzeniu kary, ponieważ z opinii biegłych wynika, że student ze Szprotawy miał ograniczoną poczytalność.
- Bardzo żałuję tego, co zrobiłem, od momentu podłożenia tego ładunku. To co zrobiłem nie pasuje do mojego charakteru, bo jestem spokojnym człowiekiem. O czym wszyscy wiedzą, którzy mnie znają. Bardzo przepraszam wszystkich, których skrzywdziłem fizycznie i psychicznie i tych, których naraziłem na niebezpieczeństwo. Bardzo proszę o przebaczenie. Nigdy nikogo nie skrzywdziłem i nie skrzywdzę. Nie jestem żadnym typem przestępcy i chcę normalnie funkcjonować z innymi ludźmi. Żyć. Wcześniej wydawało mi się to niemożliwe. Jeszcze raz wszystkich przepraszam i dziękuję. To wszystko, co mam do powiedzenia - mówił na pierwszej rozprawie oskarżony.
"PIERWSZE CO, TO BYŁ HUK, OGROMNY HUK" - tak zeznawali świadkowie wybuchu
Paweł R. dodawał, że chciał być akceptowany przez rówieśników. - Sądziłem, że jeśli poprawię swoją sytuację materialną, wtedy będę lepiej przez nich postrzegany. Doszedłem do wniosku, że mogę to zrobić przez pewnego rodzaju szantaż. Wtedy postanowiłem skonstruować urządzenie, które posłużyłoby mi do wyłudzenia pieniędzy - zeznawał.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.