Bogusław Wołoszański o tajemnicach Dolnego Śląska [POSŁUCHAJ]
POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY:
Dariusz Litera: Nowa produkcja nosi tytuł "Tajna historia XX wieku". Jakich tajemnic możemy spodziewać się tym razem?
Bogusław Wołoszański: Trudno powiedzieć, że jest to odkrywanie tajemnic. To jest próba naprawienia historii czy też wytrzebienia z niej bajek, legend, mitów, bo one są zupełnie niepotrzebne.
Czyli walczy Pan z tym co sprawia, że ludzie interesują się historią?
Szukam ciekawej twarzy historii. Zawsze to robiłem i przyznam się, że chyba mi się to udało. Od pewnego czasu uważam, że należy pokazywać tę historię jednak taką jaka była naprawdę, a nie tworzyć nowych bajek w postaci złotego pociągu.
Nie bez powodu odwiedza Pan Zamek Grodziec. Ambasador Herbert von Dirksen zajmował go aż do przybycia Rosjan.
I to właśnie jest ciekawe dlaczego on w lutym 1945 roku trwał tutaj w tym zamku wiedząc, że nadchodzą Rosjanie. Mógł doskonale wiedzieć co mu grozi. Był arystokratą, był dyplomatą związanym z rządem nazistowskim. Mógł więc się spodziewać, że po prostu zostanie zamorodowany, a w najlepszym wypadku wysłany daleko na Syberię. Jednak trwał tutaj do końca, aż przybyli oficerowi niemieccy, którzy sprzed nosa Rosjan go stąd zabrali.
Miał coś do odkrycia?
Podejrzewam, że coś szczególnie cennego. Co więcej, historia nie zanotowała, że to znaleziono. Tutaj w tym zamku złożono dwieście kilkadziesiąt skrzyń ze zbiorami tzw "berlinki" - pruskiej biblioteki państwowej w Berlinie. Tutaj złożono wiele cennych bardzo obrazów, mebli, okazów zbroi i białej broni. Być może chodziło o coś jeszcze cenniejszego. Są ślady wskazujące, że tutaj złożono, schowano, ukryto, archiwum naczelnego dowództwa Wehrmachtu. Takie ślady się pojawiają i w pamiętniku Dirksena i w pismach Günther Grundmann, który był konserwatorem sztuki. Być może właśnie dlatego Niemcy robili wszystko, żeby Dirksen nie pozostawała w rękach radzieckich, żeby nie zdradził im gdzie to archiwum tutaj było. Rosjanie nie zrobili mu krzywdy licząc, że on im to powie. Ciekawa historia, ale musi minąć jeszcze chyba trochę czasu zanim dowiemy się jaka była prawda.
A dlaczego te dokumenty są tak cenne?
Naczelne dowództwo Wehrmachtu, czyli wszystkie rozkazy i plany oraz tajemnic II wojny światowej - jak to było z tym sojuszem ze Związkiem Radzieckim na początku II wojny światowej - to wszystko tam być powinno. Kto negocjował? Z kim negocjował? Jak przebiegały targi? To wszystko w dokumentach tego archiwum być powinno. Obyśmy je kiedykolwiek znaleźli.
Czyli to jest ta tajna historia II wojny światowej?
Akurat tu w Grodźcu tak. Przyznam się, muszę to powiedzieć - Dolny Śląsk to kraina do której wracam
co najmniej od 10 lat bardzo często, zawsze z ogromną radością. To taki ostatni skrawek w Polsce gdzie tę historię można jeszcze zobaczyć, poczuć, w budynkach, na ulicy. Wszędzie indziej ta historia jest starannie wycierana.
Tutaj jeszcze naturalna kopalnia tematów
I naturalne plenery. Naturalna scenografia. Tych tematów tutaj jeszcze będę miał dużo. Teraz realizuję 10 tematów. Taki chyba najciekawszy jeżeli jestem w Radiu Wrocław, to oczywiście "Złoto Wrocławia".
Istniało czy nie?
Oczywiście, że nie istniało (śmiech)
Niemożliwe ponieważ na temat "Złota Wrocławia" wylano już tyle atramentu i farby drukarskiej, nakręcono już tyle dokumentów i paradokumentów. Internet pełen jest hipotez o "Złocie Wrocławia". Czy My możemy coś powiedzieć na pewno?
Oczywiście na pewno go nie było. Nie ma żadnego dokumentu, który wskazywałby na to, że tutaj było złoto. Złoto było w Banku Centralnym. Sztab złota w żadnym innym banku nie było. Reichsbank z Berlina rozesłał z Berlina 24 tony złota do swoich oddziałów terenowych. Do Wrocławia nie dosłał.
Ani grama?
Ani grama. Złota w oddziale Banku Centralnego we Wrocławiu nie było. Co więcej depozytów od ludności zbieranych też nie było.
Nie było odezwy żadnej do ludności?
A widział Pan taką odezwę?
Nie
Nikt nie widział! Czyli jeżeli zabierano złoto od ludności, to musiało być to przekazane tej ludności w postaci takiej ogólnej informacji: na słupach ogłoszeniowych, na ścianach. Gdzieś skrawek takiej odezwy powinien się zachować. Nie było jej. Co więcej mamy koniec 1944 Karl Hanke apeluje - będziemy się tutaj bronić do ostatniego żołnierza, nie wpuścimy tu Rosjan. I co? Teraz mówi - a teraz ludzie dajcie nam swoje złoto, żeby Rosjanie go nie przejęli? Złota obozów koncentracyjnych też nie było. Niemcy rabowali tych więźniów, których uśmiercali tylko, że to było bardzo precyzyjnie określone. Złoto trafiało wprost do Banku Centralnego w Berlinie. Bardzo Państwa przepraszam (śmiech) ale złota we Wrocławiu nie było.
To co w takim razie ze Złotym Pociągiem, który zaginął w okolicach Wałbrzycha?
Piękna kolejna bajka.
Bajka, która przyciąga tysiące, a czasami setki tysięcy ludzi tutaj na Dolny Śląsk.
A wie Pan ile ludzi przyciąga potwór z Loch Ness. Milony. Ile napisano na ten temat, a jakoś nikt go nie widział.
To co z tą prawdziwą historią Dolnego Śląska, której jeszcze nie znamy. Które białe plany powinny zostać wyjaśnione?
To jest trochę tak jak z Kubusiem Puchatkiem i Prosiaczkiem. Im bardziej Kubuś zaglądał do nory Prosiaczka tym bardziej Prosiaczka tam nie było. Na tym polega właśnie ta historia. Mity, bajki, które się tworzą to jest takie pociągające, to jest tak wspaniałe. Na pewno ogromnie wiele tych wspaniałych polskich zabytków, polskich dzieł sztuki tutaj ukradziono albo zniszczono. One jechały z Krakowa przede wszystkim, z Warszawy. To jest z programów "Tajnej historii XX wieku". Odtwarzamy drogę zabytków rabowanych z Krakowa i Warszawy. One przyjeżdżały na stację w Klecinie, tam były rozładowywane. Wiadomo na przykład, że do Tyńca Małego przyjechały trzy złocone karoce z czego jedna na pewno należała do króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Co się z nimi dalej stało? Nie wiadomo. Myślę, że warto o tym mówić i warto to pokazywać. Może w ten sposób jakiś ślad naszych zrabowanych dzieł się pojawi.
To są dziesiątki-tysięcy dzieł sztuki. W tym spisie dzieł sztuki, które zaginęły podczas wojny, zostały zrabowane liczy bardzo wiele pozycji.
Te liczby są bardzo różne. Od 11 tysięcy dzieł sztuki tej europejskiej, obrazów polskich malarzy do nawet pół miliony. Zależy oczywiście jak się liczy. Czy piękne dywany zrabowane w Krakowie są dziełem sztuki czy nie? W każdym razie było tego bardzo dużo. Skala strat jakie poniosła nasza kultura, nasza historia w czasie drugiej wojny światowej jest przeogromna. Warto o tym mówić, pokazywać. Może ktoś sobie przypomni, że taki obraz jak "Portret młodzieńca" gdzieś widział u kogoś. Byliśmy w bardzo ciekawym pałacu w Morawie, który właścicielki tego pałacu - dwie siostry - odzyskały. Jedna z nich, która w 1945 roku miała 18 lat i opowiadał o tym jak do pałacu przybył Günther Grundmann i pod płaszczem miał właśnie obraz Rafaela Santi "Portret młodzieńca", który zaginął i prawdopodobnie stamtąd został okradziony.
Warto też dodać, że np. skrzydła ołtarza z kościoła świętej Elżbiety są teraz w muzeum w Witebsku.
Oj tam bardzo dużo rzeczy jest w tych muzeach. Proszę pamiętać, że kiedy wkraczali żołnierze radzieccy oni wkraczali do kraju wroga. Oni wkraczali do Niemiec i wywozili wszystko co mogli wywieźć. Nie zwracali uwagi na to, że to są polskie dzieła sztuki, że to są polskie zabytki. Po prostu je zabierali.
Wracamy do współczesnego Dolnego Śląska. Książ przyciąga co raz więcej zwiedzających. Czy to już jest zbadana historia czy ciągle jeszcze zagadka do odkrycia. Ostatnio podczas przycinania bluszczu zostały odkryte nieprezentowane wcześniej rzeźby.
Pamiętajmy, że Zamek Książ świetnie nadawał się do tego, żeby wiele ukryć. Pod zamkiem przygotowywano schrony przeciwlotnicze dla Adolfa Hitlera i jego świty. Dlaczego były one takie duże? Sztab Hitlera liczył 3,5 tysiąca ludzi. Co tam zostało ukryte, co zostało zamurowane? Poszukiwania trwają, ale jakoś nic się nie udało znaleźć. Oczywiście pojawiają się bajki, legendy i przypuszczenia, tych którzy mówią - ja tu pracowałem i pamiętam, że tutaj był tunel, którego teraz nie ma. Z tym jest tak jak z kolumnami samochodów, które w każdej dolnośląskiej wsi gdzieś wjeżdżały w górę, potem były wybuchy i już nie wyjeżdżały więcej. Gdyby zebrać te wszystkie opowieści to cały Wehrmacht nie miałby tyle samochodów ile wsadzono tutaj w tunele na dolnośląskich wsiach. Wyobraźnia ludzka jest wspaniała.
Czyli w każdej dolnośląskiej górze ukryty jest skarb.
Co najmniej jeden.
To też ma swoje dobre strony, że pojawiają się takie legendy bo od kilku lat obserwujemy swoistą modę na historię. Młodzi ludzie dokumentują dzieje swoich rodzin, powstało wiele grup rekonstrukcyjnych, a informacje o odkryciach cieszą się bardzo dużym powodzeniem w internecie. Stąd wynika ten fenomen czy po prostu jest taka moda na historię?
Ja sądzę, że jest to sprawa przełomu, który dokonał się u nas w 1989 roku. Takiego otwarcia historii. Ludzie byli złaknieni tej historii gdyż dotychczas otrzymywali historię oficjalną. Wiedzieli, że zafałszowaną. W momencie kiedy pojawiła się ta prawdziwa historia - oby już nigdy nie była fałszowana - to rozpoczęło się ogromne zainteresowanie historią. Na tej bazie wyrosły grupy rekonstrukcyjne. Ja muszę pochwalić grupę Festung Breslau - świetnie zorganizowaną. Bardzo często korzystam z ich współpracy. Oni są bardzo wiarygodni w odtwarzaniu szczegółów historycznych. Historia coraz bardziej wciąga. Może również to, że pięknieją te zabytki, że powstają hotele. Kiedyś przyjechać na Dolny Śląsk było bardzo trudno bo tu nie było się gdzie przespać. W tej chwili jest już dużo domów noclegowych, hoteli, hosteli, więc to sprzyja turystyce i historii.
Tajemniczy Dolny Śląsk - takie jest hasło naszego regionu. Pozostaje tajemniczy?
Pozostaje tajemniczy. Tak jak właśnie miejsce w którym jesteśmy. Czy tutaj schowano archiwum naczelnego dowództwa Wehrmachtu? Pytanie na które dotychczas nie ma odpowiedzi. Jedziemy teraz do Zagrodna, niedaleko Grodźca. Tam żołnierze radzieccy palili masowo polskie zabytki. Rękopisy Mickiewicza na przykład w 1945 roku. Przecież rękopis "Pana Tadeusza" został cudem uratowany, z ognia wyciągnięty, kiedy już miał tam spłonąć. Może jeszcze gdzieś tak cudowne zabytki, ważne dla naszej historii gdzieś tu są.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.