Wrocławianie powtórzyli szokujący eksperyment Milgrama. Jakie są wnioski? [POSŁUCHAJ]
- Te badania najpierw wstrząsnęły psychologią, później Ameryką, a później - całym światem. Badany, po przyjściu do laboratorium, dowiadywał się, że przypada mu rola nauczyciela, a inna osoba będzie uczniem, który próbuje zapamiętać pary wyrazów. Jeśli się pomylił - miał być przez badanego karany uderzeniem prądem - tłumaczy prof. Dariusz Doliński z SWPS. O pomyłkę było łatwo, więc uczeń (tę rolę odgrywała podstawiona osoba, o czym badany nie wiedział), często podawał błędne odpowiedzi, a wtedy przeprowadzający badanie polecał wciskanie kolejnych przycisków generatora (było ich w sumie 30), które emitowały prąd.
Z każdą kolejną pomyłką wstrząsy zadawane przez badanego były coraz silniejsze - "dawka" zwiększała się o 15 V. Podczas gdy pierwsze były niemal nieodczuwalne dla ucznia, ostatnie generowały napięcie śmiertelnie niebezpieczne (435, 450 V).
- Już przy czwartym przycisku uczeń zaczynał jęczeć i krzyczeć, późnej działy się jeszcze bardziej spektakularne rzeczy - skarżył się na problemy kardiologiczne, błagał, by przerwano eksperyment, w pewnym momencie zupełnie ucichał, co mogło oznaczać, że stracił przytomność - opisuje prof. Doliński. Przeprowadzający badanie mimo to dalej polecał go "karać", a większość badanych bezrefleksyjnie spełniała te prośby.
Wyniki były szokujące - 65 proc., a więc prawie 2/3 osób biorących udział w eksperymencie wciskało ostatni, trzydziesty guzik. Nikt nie zdecydował się na przerwanie badania, gdy uczeń bardzo o to prosił, 80% uczestników aplikowało wstrząsy o sile 300 V mimo, że osoba po drugiej stronie mówiła o problemach z sercem i krzyczała „Pozwólcie mi stąd wyjść!”. |
- Eksperyment pokazał, że normalni, dobrzy, zrównoważeni ludzie mogą działać wbrew normom, postawom i przekonaniom deklaratywny wtedy, gdy polecenia wydaje mu autorytet i gdy mają przekonanie, że służy nauce - mówi Dariusz Doliński. I dodaje, że szokujące było to, że nikt nie zrobił Milgramowi awantury, nie przerwał w sposób gwałtowny eksperymentu.
Badanie było wielokrotnie, w różnych miejscach na świecie, powtarzane, wyniki wszędzie były podobne. Po co po raz kolejny je odtwarzać? Prof. Dariusz Doliński tłumaczy, że wraz z dr Tomaszem Grzybem postanowił sprawdzić, co się będzie działo, gdy rolę ucznia zagra kobieta, a nie - jak w eksperymencie Milgrama i późniejszych - mężczyzna. - Zakładaliśmy, że gdy prądem trzeba będzie uderzać kobietę, ludzie będą mieli więcej oporów - mówi prof. Doliński. Okazało się, że ani płeć osoby siedzącej za ścianą, ani płeć ucznia, ani poziom tzw. kultury honoru, czy empatii nie ma żadnego znaczenia - ludzie w zdecydowanej większość przypadków wypełniają wszystkie polecenia, o które prosi ich naukowiec.
We wrocławskim eksperymencie badani mieli do dyspozycji wiele mniej przycisków.
- Po badanu Milgrama środowisko było jednocześnie zafascynowane, ale też zaniepokojone narażaniem na ogromny stres osób badanych. Uznano, że nie zależy w tej procedurze prowadzić eksperymentów. Jerry Burger dokonał dokładnej analizy i zauważył, że jeśli badany wciśnie 10 przycisk - to tzn. punkt bez powrotu - jest niemal pewne, że dojdzie też do ostatniego. Dlatego późniejsze eksperymenty miały łagodniejszą formę i kończyły się właśnie na 10 przycisku - bo później i tak można było założyć, co się wydarzy - tłumaczy prof. Doliński.
- Zaskoczyło mnie negatywnie to, że spora część badanych wydawała się nie cierpieć, tylko wykonywała zadanie w sposób automatyczny. W kilkunastu przypadkach nie było żadnej refleksji, że robię coś złego czy dziwnego. Na 40 kobiet i 40 mężczyzn, którzy zgłosili się do udziału w eksperymencie, aż 90 proc. zdecydowało się wcisnąć przycisk mający skutkować „kopnięciem” prądem o największej sile. Cierpieli, ale nie potrafili powiedzieć nie. Trzęsły się im ręce, mieli wyraźnie dość, chcieli uciec z laboratorium, ale nie potrafili tego zrobić. Potulnie i posłusznie wciskali kolejne przyciski - podsumowuje prof. Dariusz Doliński.
Posłuchajcie całej audycji:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.