Muzyczna furia z południa Ameryki w Radiu Wrocław Kultura
Gdy w 1963 roku amerykańska grupa The Kingsmen zaśpiewała "Louie Louie" odsądzano ich od czci i wiary. Wokalista śpiewa z dala od mikrofonu, słów praktycznie nie da się usłyszeć - mimo to utwór został określony jako obsceniczny. Generacja, dla której Glenn Miller był rówieśnikiem, nadal z nieufnością patrzyła się na dość niewinnego - jak się okazuje - rock and rolla. W tym samym czasie w klubach, których nazw próżno było szukać na afiszach i billboardach, powstawała nowa muzyka.
Nie chodziło tylko o zagranie czegoś w inny sposób, ale o ukształtowanie się nowej muzycznej wrażliwości. Jerry Lee Lewis był prostym chłopakiem wychowywanym przy kościele, stając się w kilka lat milionerem i największym skandalistą Ameryki. Nie trzeba było już wielkich kontraktów, by wkupić się w łaski słuchaczy. Wystarczył pomysł, cierpliwość i trochę miejsca w garażu kolegi, by zostać następną gwiazdą muzyczną. Trzeba było tylko pożegnać wizje o spacerze po czerwonym dywanie i liczne intratne współprace z twarzami na pierwszych stronach gazet - ale zespoły te nigdy nie miały z tym problemu.
W najbliższej Strefie Południa o tych, którzy muzyczną furię łączyli z najlepszymi tradycjami Południa, tworząc dźwięki wyjątkowe i zaskakujące. Do usłyszenia!
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.