Marek Mutor o Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych (ZOBACZ)
Dziś w całej Polsce obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, będący hołdem dla walczących z komunistycznym reżimem po II wojnie światowej. Niewielu z nich doczekało czasów gdy oddaje się im cześć. Mają o to żal gdy pan z nimi rozmawia?
Faktycznie niewielu doczekało, bo i czasy są odległe, bo mówimy o tych żołnierzach, którzy po II wojnie światowej nie zakończyli działalności partyzanckiej i walczyli przeciw nowej władzy komunistycznej. Czas jest odległy, ale bardzo wielu z nich po prostu zginęło, zostało zamordowanych. Prawie trzy tysiące mordów sądowych, czyli za pomocą organów ówczesnego sądownictwa skazani na śmierć.
Bardzo wielu zamordowanych gdzieś w lesie w jakiś nieznanych mogiłach. Wielu z tych ludzi zginęło, wielu się ukrywało. Faktycznie oni bardzo długo musieli czekać na takie przywrócenie pamięci o sobie.
Co się działo w latach 90tych, że pamięć o żołnierzach, którzy walczyli z sowietyzacją Polski nie wróciła od razu po odzyskaniu niepodległości?
Ja myślę, że przyczyn jest wiele. W latach 90-tych były bardzo duże wpływy osób, które i tworzyły aparat komunistyczny i też taka optyka pod tytułem - Wybierzmy przyszłość. To było hasło wyborcze Aleksandra Kwaśniewskiego, czyli takie odcięcie się jednak od przeszłości. Myślę, że to było źle. To była taka krzywda, która nie została sprawiedliwie osądzona. Dopiero powiedzmy po 2000 roku ta pamięć jest właściwie przywracana. Sejm ogłosił Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych 1 marca w roku 2011.
Też historycy w latach dziewięćdziesiątych mieli wiele do zrobienia. To po prostu chyba też trwało, chyba tak właśnie wygląda gumkowanie historii czyli lata 50-70. Udawano, że nie ma tej karty w historii i później ciężko, mówiąc kolokwialnie było się do tego dogrzebać?
Można powiedzieć, że rzeczywiście było dużo do zrobienia dla historyków. Był też jednak duży spór o pamięć jeśli chodzi o ocenę okresu komunistycznego. Na szczęście dziś ta ocena jest jednoznaczna - system komunistyczny był systemem zniewalającym. Lata czterdzieste i pięćdziesiąte to po prostu okres terroru. Ci którzy podejmowali walkę, nie składali broni, byli przez wiele lat komunistycznej propagandy: oczerniani oskarżani o różne zbrodnie. Nazywano ich bandytami. Ta narracja się jednak jakoś utrwaliła i bardzo dużo czasu było potrzeba, żeby ją odwrócić. Ja wspominam chociażby rozmowę z nieżyjącym już Jerzym Woźniakiem, też niezłomnym żołnierzem, który przesiedział wiele lat w celi śmierci i szczęśliwie stamtąd wyszedł. On był szefem urzędu do spraw kombatantów w rządzie Jerzego Buzka. Wspominał, że jeszcze przez wiele lat w latach dziewięćdziesiątych, że żołnierze Ludowego Wojska Polskiego, którzy robili swoje kariery w PRL-u już po przejściu w stan spoczynku dostawali awanse, kolejne apanaże. Natomiast ci, którzy byli w partyzantce już po 1989 roku nie mogli się doczekać żadnego takiego symbolicznego gestu jak odznaczenie czy awans.
Lubi Pan określenie "Żołnierze wyklęci"?
Wolę określenie "Żołnierze niezłomni". Wydaje mi się, że "niezłomność" to jest ta postawa, która ich charakteryzowała. Słowo "wyklęci" może być różnie rozumiane, także pejoratywnie. "Wyklęci" to jest określenie negatywne, natomiast "niezłomni" to określenie pozytywne.
Prof. Rafał Wnuk, historyk z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku mówi: "To czysto ideologiczny konstrukt, który niczego nie wyjaśnia, natomiast skutecznie zafałszowuje rzeczywistość. Pojęcie „żołnierze wyklęci” zakłada, że powojenny ruch oporu był dalece jednorodny, a przecież to mit."
Ja bym się nie zgodził z aż tak daleko posuniętą tezą. Żołnierze wyklęci też jest pojęciem uprawnionym, ma swoją genezę historyczną. Oczywiście to był nurt niejednorodny. To co jest wspólnym mianownikiem dla tych ludzi to, to, że komunizm będzie w Polsce panował, że po okupacji hitlerowskiej przychodzi okupacja sowiecka. Niezłomność powodowała, że ci ludzie stawali poza marginesem ówczesnego społeczeństwa. Musieli dalej iść do lasu, dalej się ukrywać, zmieniać nazwiska. To jest po prostu historia ludzi, którzy byli bardzo patriotycznie nastawieni.
Zastanawiam się jak Pan oceni te słowa, prof. Andrzeja Friszke z PAN: "Walka żołnierzy wyklętych to była pewna demonstracja (...) to był ślepy bunt garstki ludzi". Później mówi o tym, że "to była walka by zginąć w imię wartości".
Oczywiście to była walka, żeby zginąć w imię wartości, ale czy taka ocena, że była to beznadziejna i bezsensowna walka? Tutaj bym się nie zgodził. Historycy ulegają często takiej skłonności, żeby oceniać wydarzenia z perspektywy dzisiejszych czasów, kiedy już wiadomo co się wydarzyło później. Proszę sobie wyobrazić tych ludzi w 1944, 1945 roku. Jeszcze są negocjacje pokojowe, różne decyzje podejmuje się na bieżąco. Dla wielu z nich nie było po prostu innej drogi. Oni albo się ujawnili i byli od razu zabici, albo mogli zginąć z bronią w ręku albo gdzieś tam złapani. Tego typu oceny są moim zdaniem niewłaściwe. W tym dniu powinniśmy tym ludziom, którzy naprawdę byli bohaterami - ja nie potrafię sobie wyobrazić, żeby bez nich była wolna Polska. Ich idee były przecież wzorcem dla Solidarności. Dzisiaj powinniśmy odnosić się do tego z szacunkiem.
Wrocław chce oddać właśnie ten szacunek. Powstanie pomnik Żołnierzy Wyklętych na skwerze przy Borowskiej i Suchej. To dobry pomysł?
Każde formy upamiętnienia są dobrym pomysłem. Ja myślę, że oprócz pomników bardzo ważne jest żeby prowadzić systematyczne działania edukacyjne. W pewnym sensie ważniejsze od tych wielkich pomników, są często takie mniejsze upamiętnienia. Jakieś mieszkania, w których były kryjówki konspiracyjne itp.
Czyli historyczna walka od podstaw?
Tak myślę. Działania edukacyjne są tutaj kluczowe. Pomniki - jeśli towarzyszy temu taka potrzeba społeczna - również powinny powstawać.
Posłuchaj całej rozmowy:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.