Po "Pokocie" ciężko zasnąć. Rozmawiamy z Agnieszką Mandat, odtwórczynią głównej roli
Dziś uroczysta premiera filmu "Pokot" w Nowej Rudzie, jutro w Bystrzycy Kłodzkiej – ekipa „Pokotu” spotyka się z widzami w miastach, w których powstawał film nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem na festiwalu w Berlinie. Agnieszka Holland przeniosła na ekran powieść Olgi Tokarczuk o samotnej kobiecie, która walczy z myśliwymi i kłusownikami. Główną rolę zagrała Agnieszka Mandat, która była gościem Rozmowy Dnia Radia Wrocław.
POSŁUCHAJCIE:
Według Agnieszki Holland film mógłby nosić tytuł: "To nie jest kraj dla starych kobiet". – Jeszcze w trakcie przygotowań sparafrazowałam tytuł braci Coen. Wydawał mi się adekwatny i do opowieści i do sytuacji kobiet w Polsce. Olga Tokarczuk pisała o przezroczystości głównej bohaterki. Janina Duszejko irytuje wszystkich mężczyzn, którzy mają władzę. Oni nie są w stanie się na niej skupić, wysłuchać co mówi i zapamiętać, jak się nazywa – mówiła w wywiadzie dla Radia Wrocław Holland.
W trakcie poszukiwania pieniędzy na film, Holland ukuła termin: anarchistyczny, ekologiczno-feministyczny thriller z elementami czarnej komedii. Według Wiktora Zborowskiego, filmowego Matogi, „Pokot” idealnie trafia w czas. Zgadza się z nim autorka filmu: – Ma to być głos za słabszymi. Chciałam pokazać ich bezradność wobec prawa, które ich nie chroni i próbę solidarności. Ale jest to utopia, baśń. Nie chcę, żeby to było czytane dosłownie. „Pokot” ma otwierać przestrzeń wolności. Pod pozorami kryminału kryje się bardzo wiele niewygodnych pytań. Rzeczywistość zaczęła galopować. Po czterech latach pracy nad filmem znaleźliśmy się w oku cyklonu i zobaczymy co z tego wyniknie. Zderzenie polityczno-cywilizacyjne, między tradycją a nowoczesnością, które ma miejsce w wielu krajach, odgrywa się na dwóch planach: praw kobiet oraz ekologii. W tym drugim przypadku chodzi m.in o prawa zwierząt i nasz stosunek do planety – mówi Holland.
TUTAJ znajdziecie recenzję "Pokotu", a TUTAJ całą rozmowę z Agnieszką Holland.
Z Agnieszką Mandat rozmawiał Dariusz Litera
Agnieszka Holland określa "Pokot" używając terminu "anarchistczno-ekologiczny, feministyczny thriller z elementami komedii". Zgadza się Pani z tym określeniem?
Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ jako aktorka skupiam się wyłącznie na roli, a do filmu nie mam obiektywnego stosunku. Dla mnie jest to film dotyczący kobiety, która jest szczęśliwa, choć to Pana i Państwa pewnie zdziwi, pogodzona z losem, wybrała taki, a nie inny sposób życia, ma swoich przyjaciół w postaci zwierząt, uważnie obserwuje ludzi, ale im się nie narzuca. Wszystko, co ogląda, szczerze ją zachwyca. No i nagle zdarza się coś, co zmienia całe jej dotychczasowe życie. Wtedy...nie mogę zbyt dużo zdradzić (śmiech).
Oczywiście. Kiedy film już jest gotowy, nagradzany na festiwalach, dla aktora musi być to wielkie przeżycie, prawda?
Niewątpliwie jest to ogromna przygoda przy okazji zaskakująca również dla mnie, bo oczywiście mogłam się spodziewać, że pracując z Agnieszką Holland będę miała jakieś spotkania, których nie miałabym, gdyby to nie była Agnieszka Holland. Natomiast czerwony dywan i Berlin w dziwny sposób przeżyłam, jednocześnie nie zachłystując się. Pojechałam z lekkim strachem jak to będzie - wiem, że czerwony dywan obliguje. Później zrozumiałam, że właściwie ludzie oczekują ode mnie, żebym była gwiazdą, bo oni tego chcą. Dobrze - zagrałam gwiazdę i obserwowałam jak to funkcjonuje, a bardzo dopełniło mi ten obraz muzeum, które obejrzałam już w trakcie zdjęć, czyli rok wcześniej. Było to muzeum Filmu i Telewizji w Berlinie, gdzie poruszyły mnie filmy z ponad 100-u lat, które dotyczyły głównie wielkich gwiazd, a szczególnie historia Marlene Dietrich, dlatego że są tam unikalne zdjęcia z jej sesji próbnych. Była w sumie kompletnie nieznaną osobą, męczyła się z tą rolą, bo na tych zdjęciach kazali jej wiele razy powtarzać pozy. Ona zapalała papierosa, była niezadowolona, potem zupełnie zmieniała image i zaczynała śpiewać, jakby była zupełnie kimś innym. Potem szłam powoli ścieżką poprzez jej karierę, wspaniały pokój z niezwykłymi sukniami prywatnymi oraz filmowymi, następnie recitale, odwiedzanie wojska...
Czyli wieczna metamorfoza i zmiany - od zdjęć próbnych po to, co widzimy jako publiczność w historii kina.
Tak. Robiłam o niej monodram i znam jej historię - także tą z ciemniejszej strony. Moja konkluzja jest taka, że później Marlene nie ma już tych wywiadów, które udzielała będąc starą kobietą, gdy nie chciała się już pokazywać. W efekcie zmarła w Paryżu z powodu nadużywania alkoholu w wieku 91 lat. Cały ten świat, ten blichtr, jest niesłychanie ulotny i niebezpieczny. Jak się za bardzo uwierzy w ten wirtualny świat, to można nieźle pokrzyżować sobie życie. Dlatego w Berlinie patrzyłam się na wszystko jak na pewnego rodzaju teatr.
I jak sama Pani powiedziała, zagrała Pani gwiazdę. Wróćmy jednak do "Pokotu". Powieść "Prowadź swój pług przez kości umarłych" opowiada o serii tajemniczych morderstw we wsi położonej na skraju Kotliny Kłodzkiej, a grana przez Panią bohaterka jest emerytowaną nauczycielką. Nie będę więcej zdradzał, ale występują tam wątki magicznego realizmu. Ile w Janinie Duszejko Agnieszki Mandat?
To jest rola. Oczywiście skorzystałam z wielu rzeczy i inspiracji, ale we mnie się rodzi rola w taki sposób, że nagle czuję, że wiem jak to zagrać i wtedy wypuszczam "to coś", ten byt, który powoduje, że gram tak czy inaczej. Natomiast utożsamianie się z rolą nie jest moim sposobem pracy.
W jednym z wywiadów powiedziała Pani jednak, że uwielbia tajemnice, więc rola Janiny Duszejko była w jakimś sensie wymarzona.
Tak, ja w ogóle lubię ten zawód tak bardzo, ponieważ każda postać to jest inny świat, można się w nim zanurzyć, wejść i poznać kompletnie innych ludzi. Natomiast świat zwierząt, który się znajduje w filmie... Duszejko podejrzewa, że to on jest powodem tajemniczych zniknięć różnych osób.
Słyszałem, że nie brakowało sytuacji, które wyglądały dość poważnie, a jednocześnie znalazła Pani wspólny język nawet z dzikimi zwierzętami.
Z dzikimi nawet łatwiej mi było niż z oswojonymi (śmiech). Oswojone robiły to, co same chciały i czuły się w tym pewnie, więc trudno było je przekonać. Natomiast współpracując z dzikimi zwierzętami, człowiek impulsem reagował na impuls, przez co wchodziło się w pewnego rodzaju interakcję i trzeba było działać natychmiast. W innym przypadku skończyłoby się to katastrofą. To było duże wyzwanie, ale fascynujące.
Na początku nie było wcale oczywiste, że zagra Pani w filmie "Pokot"...
Tak, jako młoda aktorka po Szkole Teatralnej w Krakowie miałam zaproszenie do filmu Agnieszki Holland, która obsadziła mnie w roli dziennikarski w "Aktorach prowincjonalnych". Ci z Państwa, którzy oglądali spektakl, mogą rozeznać tę rolę. W filmie jej nie ma, ponieważ okazało się, że ten dosyć duży wątek liczący ponad 10 dni zdjęciowych wypadł, bo Agnieszka zrobiła za długi film. W rezultacie jedynie ten wątek mógł być wycięty bez szkody, no i mimo tego, że się nauczyłam jeździć na motocyklu, z czego zresztą byłam bardzo dumna, zostałam wycięta. Główny bohater za którym uganiała się moja bohaterka miał premierę no i był bankiet podczas którego puszczono tę część filmu, ale był to jeden jedyny raz kiedy zobaczyłam siebie w tej scenie (śmiech).
Jak wyglądała współpraca z Agnieszką Holland?
To jest dosyć zabawne, bo ludzie pytają się o nią, jakby była jakimś niesamowitym zjawiskiem z Marsa. Mówią: jak z Agnieszką? Na co ja odpowiadam: no zupełnie normalnie, jak ze świetnym reżyserem. Zauważyłam, że ci reżyserzy, którzy są i w teatrze, i w filmie, na tym najwyższym poziomie bardzo podobnie pracują. Są wymagający, wiedzą czego chcą, które propozycje przyjmą, a które odrzucą. Jest też coś moim zdaniem fantastycznego - że korzystają z propozycji aktora i rola buduje się na styku pomysłów aktora i wyobraźni reżysera, który inspiruje swoją wizją, ale niczego nie narzuca. Ostatecznie oddaję tę wizję, która we mnie pracowała, no i reżyser albo to akceptuje, albo nie. Bardzo podobnie wygląda praca u tych wszystkich reżyserów, których bardzo wysoko cenię, a Agnieszka jest niewątpliwie jednym z nich.
"Pokot" nagrodzony w Berlinie to niemal reklama Dolnego Śląska. Wspominałem wcześniej o Kotlinie Kłodzkiej, ona jest tylko tłem według Pani, czy swego rodzaju współbohaterem tej opowieści?
Kotlina Kłodzka jest główną bohaterką, ja jestem tą drugą. To niezwykłe, przepiękne miejsce i robiąc zdjęcia bardzo się cieszyłam, że można w taki sposób zareklamować region. Kotlina jest tak niezwykle czarująca i pełna tajemnic, kolorów, tonów i półcieni, że myślę, że ludzie, dzięki filmowi, się zakochają, przez co będziecie mieli dużo turystów.
Każdy indywidualnie odbiera tę opowieść. Czy Pani zdaniem jest na tyle uniwersalna, by przemówić nie tylko do nas tutaj na Dolnym Śląsku czy w Polsce, ale także ludzi na całym świecie? Czy "Pokot" mówi coś więcej o naszej współczesnej sytuacji?
W moim przekonaniu jest to opowieść, jak każda sztuka, niezwykle uniwersalna. Po warszawskiej premierze bardzo różnorodne rzeczy ludzi poruszały i naprawdę byłam zdumiona, że jedni zwracali uwagę na coś, a inni na kompletnie odwrotne rzeczy, mimo że punkt zaczepienia tego filmu był obiektywnie ten sam. Wiele osób mówiło mi, że ten film tak na nich zadziałał, że długo nie mogli spać, bo ciągle myśleli, odkrywali jakieś pokłady, poziomy. Mnie w sztuce najbardziej interesuje człowiek i to jak on myśli, jak się zmienia, jak okoliczności na niego wpływają, jaką mamy kondycję, jak siebie nie znamy albo znamy, albo jak nam się wydaje, że robimy coś tak, a w rzeczywistości jest kompletnie inaczej. Jeżeli sztuka zaczyna być zideologizowana albo upolityczniona, to traci ten uniwersalizm.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.