Legnicki romans wygrał festiwal filmowy w Gdyni! (Zobacz)
Swietłana Kodczenko i Lesław Żurek grają polsko-rosyjską parę. W mieście, w którym stacjonowały wojska radzieckie taka miłość była zakazana. Kodczenko została uznana najlepszą aktorką festiwalu.
Zobacz trailer "Małej Moskwy":
To nie jedyny sukces Dolnego Śląska na gdyńskim festiwalu. Kandydatem do oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny zostały "Sztuczki" Andrzeja Jakimowskiego. Taką decyzję podjęła powołana przez ministra kultury Komisja Selekcyjna. Film był kręcony w Wałbrzychu. W zeszłym roku otrzymał Złote Lwy na festiwalu w Gdyni.
Srebrne Lwy otrzymał film Jacka Bławuta "Jeszcze nie wieczór" o aktorach z domu aktora-emeryta w Skolimowie. Za główną rolę w tym filmie nagrodę dla najlepszego aktora festiwalu otrzymał Jan Nowicki.
Najlepszą reżyserką wybrano Małgorzatę Szumowską za nagrodzone już w Locarno "33 sceny z życia". Film zdobył też laury za zdjęcia i muzykę oraz nagrodę dziennikarzy. Za najlepszy scenariusz nagrodzono obecną od piątku w kinach "Rysę" Michała Rosy - film o dramatach lustracji.
Wielkim przegranym jest film "Cztery noce z Anną" - pokazywany w Cannes i na Nowych Horyzontach. Ten pierwszy od 17 lat film Jerzego Skolimowskiego doczekał się jedynie wyróżnienia za reżyserię oraz nagród za dźwięk i scenografię.
A oto gorący odautorski komentarz Iana Pelczara - ukazał się w sobotę wieczorem w jego blogu:
Trwa ceremonia wręczenia nagród w Gdyni. Za chwilę zobaczymy jak wrocławski reżyser odbiera główną nagrodę.
Waldemar Krzystek wrócił do kina po ośmiu latach przerwy. W czasie tego antraktu zrealizował między innymi dla Teatru Telewizji "Balladę o Zakaczawiu", na podstawie popularnej sztuki Jacka Głomba. Także w Legnicy znalazł temat dla swego kolejnego filmu pełnometrażowego.
Do realizacji przygotowywał się latami, głównie zbierając pieniądze. Rezultat się podoba. Nawet krytycy mówią, że "Mała Moskwa" to najlepszy polski melodramat od 40 lat. Historia zakazanej miłości między Rosjanką a Polakiem. Zakazanej mimo, że w Legnicy stacjonowały wojska radzieckie. O przyjaźni i dobrych stosunkach w ramach RWPG pisały "Konkrety", ale konkretną przyjaźń trzeba było wówczas ukrywać. Podobnie z miłością. A ta między bohaterami kwitła mimo przeciwności. "Mała Moskwa" jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.
Dziś nie ma jeszcze daty kinowej premiery, ale po Złotych Lwach w Gdyni to się szybko zmieni. A publiczności film z pewnością się spodoba. Główna nagroda jest zaskoczeniem, ale umiarkowanym. O Lwach decydowało jury pod przewodnictwem Roberta Glińskiego. Rektor łódzkiej Filmówki stał się reprezentantem nurtu 'status quo' w polskim kinie. Filmy, które przyjechały do Gdyni wzmocnione świetnymi recenzjami po prawdziwie wielkich festiwalach były bez szans. Jerzy Skolimowski, autor gorąco oczekiwanych w Cannes "Czterech nocy z Anną", do Gdyni jechał pełen rezerwy. We Wrocławiu przypominał, że wielu twórców znaczących w dzisiejszej Gdyni usłyszało przed laty z jego ust cierpkie słowa. Małgorzatę Szumowską, autorkę najlepszego filmu w oczach dziennikarzy, "33 scen z życia", nagrodzono za reżyserię. Michała Rosę, który z Wenecji przywiózł film o lustracji, "Rysę", nagrodzono za scenariusz.
W roku trzech poważnych filmów, docenionych w świecie, poruszających istotne problemy, w Gdyni wygrał staroświecko poprowadzony melodramat. Ta znamienna decyzja wpisuje się idealnie w trwającą przed festiwalem dyskusję na temat Gdyni w dzisiejszym świecie filmowym. W dyskusji dominowały głosy, że Gdynia pozostaje skansenem, do którego poziomu chce też sprowadzić polskie filmy. Nagrody są znaczące jedynie w środowisku i w promocji filmów w Polsce. Żaden zagraniczny znaczący krytyk i dystrybutor do festiwalowego "Piekiełka" (tam pije środowisko) nie zagląda. Nie zagląda też do Gdyni w ogóle, bo jest w Toronto albo na jednym z wielu innych festiwali.
Znaczące dla polskich filmów może być jedynie nominowanie na 'polską kandydaturę do Oscara". W tym roku komisji przewodniczył szef festiwalowego jury Robert Gliński. A kandydatem zostały... "Sztuczki". Kolejny film kręcony na Dolnym Śląsku, tym razem w Wałbrzychu. Ubiegłoroczny triumfator z Gdyni to film błahy i nieciekawy. Jego braki realizacyjne widać nawet na tle innych polskich filmów. Jego temat i forma może się jednak podobać. A to polskim filmowcom-jurorom podoba się bardzo.
Szkoda, bo "Sztuczki" przewinęły się przez wiele festiwali międzynarodowych i zdobyły naręcza nagród, ale żadnej po wielokroć znaczącej. A taką ma na koncie film "33 sceny z życia", nagrodzony w Locarno.
Większe szanse w Hollywood miałby też dobry znajomy wielu tamtejszych znamienitości Jerzy Skolimowski, szczególnie, że jego "Cztery noce z Anną", film otwarcia prestiżowej canneńskiej sekcji "Quinzaine des realisateurs", w Hollywood z pewnością nie jest anonimowy. Skolimowski znacząco podsumował sytuację, odbierając jedną z nagród specjalnych na festiwalu w Gdyni: "Ta nagroda idealnie charakteryzuje mój specjalny status w polskim kinie. Znowu znalazłem się poza regulaminem".
Nagrodę dla najlepszego aktora drugoplanowego otrzymał znany z wrocławskich i legnickich scen teatralnych Eryk Lubos za rolę w "Boisku bezdomnych".
Nie był zaskoczony nagrodą. Na scenę wyszedł nieogolony, w czapce bejsbolowej i wymiętym t-shircie, ale z kieszeni wyjął kartkę z przygotowaną przemową. Dziękując ekipie filmu wspomniał o koledze z planu Marcinie Dorocińskim, któremu dziś urodziła się córka. - Szacun - zakończył pod adresem jury.
"Boisko bezdomnych" to film Kasi Adamik. Córka Agnieszki Holland opowiedziała o bezdomnych z Górnego Śląska, którzy formują drużynę piłkarską.
Najlepszą aktorką drugoplanową wybrano Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik za "33 sceny z życia".
W jury pod przewodnictwem Roberta Glińskiego zasiadają m.in. Ryszard Horowitz, Dorota Segda i Sławomir Idziak.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.