Proces Kamodeksu od nowa

| Utworzono: 2008-10-25 14:57 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12
Proces Kamodeksu od nowa - Pracownice Kamodeksu w maju, kiedy została ogłoszona upadłość nie miały nawet komu się pożalić
Pracownice Kamodeksu w maju, kiedy została ogłoszona upadłość nie miały nawet komu się pożalić

Prokuratura zarzuca członkom zarządu Kamodeksu narażenie firmy na straty rzędu miliona 400 tysięcy złotych. Sam akt oskarżenia ma 150 stron. Prokuratura zarzuca trójce oskarżonych, że jako szefowie Kamodeksu wydawali polecenia swoim odpowiadającym za prawo pracy podwładnym, które doprowadziły do złośliwego i uporczywego łamania praw zatrudnionych. Zaniżano dopłaty do wynagrodzeń, bez uzgodnienia ze związkami zawodowymi zmieniono zasady wypłacania premii.

Prokuratura zarzuca też prezes Krystynie S., że wyrządziła zarządzanej przez nią firmie szkodę w wielkich rozmiarach. W wielkich, bo sięgających miliona 400 tysięcy złotych.

Zgodnie z aktem oskarżenia prezes Kamodeksu w ciągu kilku kolejnych lat rozliczała delegacje służbowe podczas gdy w tym samym czasie tankowała paliwo do samochodu służbowego. Do tego, w czasie gdy firma miała prawie 2 miliony złotych strat pozwoliła za niespełna 2800 złotych wykupić wylizingowanego i wartego prawie 27 tysięcy opla Barbarze D. Kamodeks wziął za to w leasing następny samochód, tym razem o wartości ponad 80 tysięcy. Do tego dochodzi zawieranie niekorzystnych - zdaniem prokuratury - umów i wypłacanie nienależnych prowizji. Te ostatnie zarzuty obejmują także Barbarę D. i Eugeniusza S. Byłej wiceprezes Kamodeksu Barbarze D. prokuratura zarzuca także, że miała m.in., za ponad 4 tysiące złotych kupić meble Kler i Forte, które zamiast do firmy trafiły do jej mieszkania.

Bulwersująca jest także sprawa zakupu zegarka Adriatika. Za czasomierz wart 344 złote Barbara D. przedstawiła rachunek, z którego wynika, że przekazała go amerykańskiemu klientowi. A tymczasem z firmowych dokumentów wynika, że nikt nie był tego dnia we Wrocławiu i nie brał udziału w kolacji z kontrahentem amerykańskim.

- Kamiennogórski sąd przesłuchał już niemal wszystkich 400 świadków ale wszystko na nic - przyznaje sędzia Andrzej Wieja. Powód? Sędzia prowadząca tę sprawę się po prostu zwolniła i proces musi się zacząć od nowa.

Sprawniej udało się natomiast przeprowadzić sprawę Gryfeksu. Szefowie gryfowskiej firmy usłyszeli prawomocne wyroki za niezłożenie na czas m.in. wniosku o upadłość. Najwyższą karę sąd wymierzył prezesowi. Mieczysław C. został skazany na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 4 lata, a wiceprezes Waldemar T. na 4 miesiące w zawieszeniu na 2 lata. Większość pozostałych oskarżonych musi zapłacić grzywny. Kilku członków byłej rady nadzorczej Gryfeksu zostało natomiast uniewinnionych.


Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.