Milicz: Policja mówiła, że nie ma monitoringu, prokuratura bada jednak nagrania
Jedno wydarzenie, a dwie sprzeczne wersje. Wraca sprawa Krystiana z Milicza, który trafił do szpitala z ciężkim urazem głowy po odwiezieniu go przez milicką policję do domu. Mimo że od wydarzenia minęło kilka tygodni, nadal nie udało się w 100 procentach ustalić, co stało się feralnego wieczora. Wiemy jednak, że wersja przedstawiana przez mundurowych różni się o wersji, jaką na dziś posiadają śledczy z prokuratury w Legnicy.
CZYTAJ TEŻ: Co się stało na komisariacie w Miliczu? 21-latek w ciężkim stanie
Policja od początku twierdziła, że Krystian nie został przez nich zatrzymany, a jedynie wylegitymowany i ukarany za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym. Później miał dobrowolnie pojawić się na komisariacie, by prosić o zamianę kary na mandat. Wtedy też podobno spadł ze schodów i uderzył się w głowę. Do dziś policja twierdziła, że sytuacja nie mogła być zarejestrowana, bo w tym miejscu nie ma monitoringu. Ta wersja zdarzeń zdaje się nie potwierdzać, bo jak mówi rzecznik prokuratury okręgowej w Legnicy Lidia Tkaczyszyn, śledczy zabezpieczyli również nagrania z "monitoringu w określonym zakresie":
Rodzina Krystiana twierdzi, że to policjanci są winni przekroczenia uprawnień. Chłopak po pęknięciu dużego krwiaka nadal przebywa w szpitalu we Wrocławiu. Jak ustaliło Radio Wrocław, ciągle ma powtarzać, że ktoś uderzył go metalową rurką w głowę. Nie potrafi jednak podać więcej szczegółów.
Na począrku października doszło do ostrych starć osób, które protestowały przed milickim komisariatem, z policją. Manifestujący obwiniali funkcjonariuszy o pobicie chłopaka. W ruch poszły kamienie i butelki. Policja odpowiedziała strzałami z broni gładkolufowej. Kilka osób zostało rannych. 9 osób zatrzymano.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Zamieszki przed komisariatem w Miliczu
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.