Dolny Śląsk: Nie pomogli w prokuraturze
Mirosław Kurzeja, służbowo strażnik miejski z Lubawki, tym razem przyszedł do śledczych w prywatnej sprawie.
Dostał od znajomej dramatyczny e-mail, w którym kobieta opisała mu, że została napadnięta i zgwałcona. Napisała, że zrezygnowała z jakichkolwiek kontaktów, nawet z gry w internecie.
Natychmiast zgłosił się do prokuratury Kamiennej Górze, by powiadomić o zdarzeniu. Liczył na szybką pomoc, obawiał się, że kobieta może coś sobie zrobić. Ale w prokuraturze w Kamiennej Górze nie wyszedł do niego żaden śledczy.
Marcin Zarówny z prokuratury okręgowej w Jeleniej Górze wyjaśnia, że nie było komu przyjąć Mirosław Kurzei, i to mimo tygodnia pomocy ofiarom przestępstw. Bo wszyscy prokuratorzy byli zajęci. Zarówny uważa, że gdyby mężczyzna zaczekał, na pewno by został przyjęty.
Mirosław Kurzeja jednak czekać nie zamierzał. Bo chciał pomóc zgwałconej mieszkance Częstochowy. W końcu sam odnalazł jej prawdopodobne dane w jednym z portali społecznościowych. I zawiadomił o wszystkim policję. Policjanci podjęli działania natychmiast. A Kurzeja zapowiada, że złoży zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez prokuratorów, bo jak mówi, mieli obowiązek przyjąć od niego zawiadomienie.
Policja nie ma jeszcze informacji, czy funkcjonariuszom z Częstochowy udało się dotrzeć do pokrzywdzonej kobiety.
Minister sprawiedliwości zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji wobec prokuratora z Kamiennej Góry, który nie przyjął zawiadomienia o popełnieniu gwałtu. Krzysztof Kwiatkowski powiedział w Sygnałach Dnia w Programie Pierwszym Polskiego Radia, że sytuacja, w której odmawia się przyjęcia takiego zawiadomienia, jest niedopuszczalna.
Prokuratorzy przepraszają za incydent. Prokurator Violetta Niziołek mówi, że to był po prostu błąd. W tej sprawie zostało też wszczęte postępowanie dyscyplinarne.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.