Chcieli ratować psy, prokurator zarzucił im kradzież
Zarzuty kradzieży usłyszało siedem osób. To działacze towarzystwa, którzy brali udział w interwencji w wiosce Jabłów. Z hodowli odebrali ponad dwadzieścia psów. Jak mówią zwierzęta trzymane były w fatalnych warunkach. W plastikowych beczkach, kuwetach, brodzące w błocie i odchodach. Według właściciela zwierzęta miały dobrze, a interwencja to zwykła kradzież. Dlatego powiadomił prokuraturę. Inspektorom może grozić nawet do pięciu lat więzienia
Mówi prokurator rejonowy z Wałbrzycha, Marcin Witkowski.
Prokurator Marcin Witkowski twierdzi, że istotne jest to, co stało się ze zwierzętami później.
Działacze TOZ-u podkreślają, że postępowali zgodnie z prawem, a wszystkie zwierzęta trafiły do nowych, kochających właścicieli.
Sprawa dotyczy interwencji, którą inspektorzy TOZ przeprowadzili w maju 2014 w Jabłowie pod Wałbrzychem. Odebrali 23 psy. Jak piszą na swojej stronie: „Wygląda na to, że polskie prawo broni przestępców. Przecież utrzymywanie psów w beczkach, plastikowych, kocich kuwetach, do tego brodzących w błocie zmieszanym z odchodami, bez opieki weterynaryjnej jest standardem każdej "hodowli" w Polsce. Brak dokumentacji i rodowodów to nie problem, wszak wyeksploatowana, wymęczona ciągłymi porodami, z miotem szczeniąt u boku, żyjąca w komórce "mopsica" warta jest 4 tysiące, jak określono w zarzutach”.
Inaczej spojrzał na to sąd, który w sprawie dotyczącej znęcania się nad zwierzętami przez właściciela hodowli nie dopatrzył się znamion ani przestępstwa, ani wykroczenia. Sam właściciel odpowiedział doniesieniem do prokuratury. - Zostaliśmy okradzeni – mówi w rozmowie z Radiem Wrocław. - Prawda prędzej czy później musi wyjść na jaw. Jabłów dwa razy był podmywany, u nas woda była po kolana. Zaraz po tym przyjechali inspektorzy – dodaje. Podkreśla, że zwierzęta mają u niego dobrze i że w tej sprawie to on jest ofiarą.
Inspektorzy odpowiadają, że interwencja była niezbędna, działali w granicach prawa, a wszystkie odebrane zwierzęta znalazły nowe, szczęśliwe domy. - Jeżeli w tej sprawie wpłynie akt oskarżenia, to może stworzyć niebezpieczny precedens. Ludzie nie będą chcieli się angażować w działalność związaną z ochroną zwierząt, która jest przecież prowadzona społecznie – komentuje prawnik reprezentujący TOZ, Krzysztof Irski. Dodaje, że nawet jeżeli jest to spór dotyczący własności zwierząt, to nie powinien być rozstrzygany w formie sprawy karnej, tylko cywilnej.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.