"Noc z Carmen" - recenzja szefa RWK
To był trafiony pomysł, by wpleść w przebojową operę Bizeta hity hiszpańskiej zarzueli, te do tańca i do wzruszenia. Głosowo zachwycali Kate Aldrich, Arnold Rutkowski, perfekcyjny Tomasz Rak w roli torreadora i inni, równie zajmujący. Fabuła nie miała tym razem wielkiego znaczenia, liczyło się show, zaskakująco dobrze na stadionie brzmiała orkiestra pod dyrekcją Tomasza Szredera. Pląsające pod sceną konie nie ukradły widowiska, kunszt twórców i artystów wystarczył na to, by dwugodzinne przedstawienie zapisało się w muzycznej pamięci Wrocławia. Wady? Brak telebimów - te dwa marne ekrany z obu boków sceny to namiastka tego, co być powinno. Dlatego na miejscu reżyserów i scenografa zrezygnowałbym wyjściowo z tradycyjnej sceny-estrady i rozegrałbym wszystko na murawie. I widoczność, i kontakt z widzami w lornetki niezaopatrzonymi byłyby lepsze. Wystawiając spektakl (również na stadionie), trzeba pamiętać, że nie z każdego miejsca odbiór jest taki sam. Nie narzekajmy jednak. Oceniając wyłącznie jakość widowiska: zdarzył się wieczór klasy ekstra, może nie na finał operowej Ligi Mistrzów, lecz Ligi Europejskiej jak najbardziej.
ZOBACZ RÓWNIEŻ:"Orkiestra gra! Konie tańczą!" - za nami hiszpańska "Noc z Carmen"
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.