IDOL Z ULICY vs. ZAKŁADNIK Z WALL STREET
W kinach dwa filmy, które podglądają telewizję od kuchni. To tylko pretekst, w dodatku w obu przypadkach średnio udany. Jeśli już iść, to lepiej na film, który opowiada prawdziwą historię, a nie na ten, który ciekawy społecznie punkt wyjścia zmienia w motyw ze zwyczajnej sensacji. Poniżej nasze typy. A może Wy już byliście? Doradźcie pozostałym kinomanom. Na co warto pójść do kina?
IŚĆ
IDOL Z ULICY ***
W „Idolu z ulicy” oglądamy oparte na faktach perypetie Mohammada Assafa, Palestyńczyka ze Strefy Gazy, który ryzykował życie, by pojechać na eliminacje arabskiego „Idola”, a później był oklaskiwany przez miliony ludzi w krajach arabskich. W Gazie wiwatowano na jego cześć na ulicach, transmisje kolejnych odcinków „Idola” oglądano na placach, ulicach i w knajpach, niczym transmisje z piłkarskich mistrzostw. Assaf zjednoczył naród, stał się pierwszym w jego historii Ambasadorem Dobrej Woli ONZ. Film, który o nim opowiada jest pierwszym od 30 lat, nakręconym na ulicach Strefy Gazy. I to jest w tej historii najbardziej dojmujące. Nie zaglądanie za kulisy talent show, co wyszło schematycznie i nie wytrzymuje zestawienia z wplecionymi w finał archiwalnymi nagraniami. Najbardziej poruszająca jest pierwsza część, w której do prawdziwych wydarzeń z życia Assafa dodano fikcyjne.
IDOL Z ULICY
W kilku prostych spojrzeniach głównego bohatera na mijane ruiny, na przechodniów, uzmysławia się widzom na czym polega dramat mieszkańców Gazy. Największą energię dają „Idolowi z ulicy” dziecięcy aktorzy – ich błysk jest zaraźliwy a grająca siostrę głównego bohatera Hiba Attallah to bezcenny skarb filmu. Gdy akcja zmierza do telewizyjnej kulminacji, wątki zostają poucinane, żywi bohaterowie zmieniają się w papierowych widzów, Assaf śpiewa pięknie, ale w filmie mało. Hany Abu-Assad potrafi opowiadać o życiu ulicy, o idolu już mniej.
NIE IŚĆ
ZAKŁADNIK Z WALL STREET **
George Clooney jako arogancki prowadzący z telewizyjnego show o pieniądzach. Julia Roberts realizująca swój pożegnalny program w reżyserce. Między nimi człowiek z bronią. Trzyma prezentera na muszce. Chce udowodnić widzom programu na żywo, kto odpowiada za fatalną sytuację finansową drobnych inwestorów w czasach kryzysu finansowego. W tle wielkie machinacje, ponadnarodowe korporacje, machlojki i ucieczka od odpowiedzialności. Hakerzy z Islandii, programiści z Korei Południowej, kopalnie z RPA i niedostępny prezes.
ZAKŁADNIK Z WALL STREET
Był tu materiał na film, który wybuchłby jak drugie „Big Short”, ale twórcy bardziej zainteresowali się budowaniem napięcia i sensacją. Zmarnowali ciekawe pytania zamachowca, zadowolili się odpowiedziami zwrotów akcji. Szkoda aktorów i tematu. Sama telewizja na dużym ekranie wygląda w tym przypadku tanio i wulgarnie.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.