Odbierają dotacje bezrobotnym
Szefowa przedszkola nie jest jedyną osobą, która musi oddać dotację wziętą z urzędu pracy.
Nawet w jej wsi Czerna są jeszcze dwie takie osoby. Jednak tylko ona musi oddać 15 tysięcy złotych z powodu niedopatrzenia urzędników. Jolanta Witek z urzędu pracy w Bolesławcu przyznaje, że w tym wypadku prawo nie nadążyło za życiem.
Przedszkole znalazło się bowiem na liście placówek oświatowych, a nie w ewidencji gospodarczej. A tego ustawa o dotacjach z urzędu pracy nie przewidziało.
Inna kobieta, która straciła dotację, Ewa Cygan, złożyła skargę na urząd zatrudnienia w Bolesławcu do ministerstwa pracy. Jak twierdzi, by uniknąć kolejek zarejestrowała firmę na kilka dni przed podpisaniem umowy na dofinansowanie i przez to musiała oddać całą kwotę. Komornik zajął jej konto w banku, choć sądziła, że sprawa została załatwiona, bo urząd nie odpisał na jej odwołanie. - To urząd złamał prawo - mówi. - Nikt nie odpisał na moje pisma, a zamiast tego pojawił się komornik.
Urzędnicy z PUP w Bolesławcu stwierdzili jednak, że Ewa Cygan wpisując firmę do ewidencji gospodarczej przed podpisaniem umowy złamała po prostu prawo.
Inaczej jest w przypadku Marioli Szewczyk. Urzędnicy przyznali jej dotację, bo nie zorientowali się, że nie pozwala na to prawo. Za ich błąd musi jednak płacić kobieta, która organizuje w Czernej przedszkole. Co miesiąc musi spłacać około 2 tysięcy złotych.
Wicedyrektor urzędu pracy w Bolesławcu, Jolanta Witek nie ma pretensji do siebie czy do pracowników, a winą za całe zamieszanie obarcza niedoskonałe prawo. Jednak to od urzędników raczej niż bezrobotnych należy wymagać, by się na tym prawie znali i nie robili dodatkowych kłopotów ludziom, którym mają pomagać.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.