Wiktor przyznany placowi (Komentarz)
Poświęcona mu w minioną niedzielę we Wrocławiu msza święta jest minimalnym oddaniem honoru jego zasługom.
To tam, gdy w latach 80. nie przyjechał na spotkanie autorskie prześladowany przez komunistów pisarz Marek Nowakowski, czytaliśmy z Jarkiem Brodą nasze wiersze, najpierw ze strachem, że nie jesteśmy Nowakowskim, potem oklaskiwani jak na stadionie. Nie przeżyłem nigdy czegoś takiego.
Tam można było po wyrzuceniu z pracy przez komunistów znaleźć pomoc, bez której niejedna rodzina, także robotnicza, nie przeżyłaby ciężkich chwil stanu wojennego i późniejszych.
Stamtąd pamiętam w pierwszej ławce Barbarę Labudę i Jadwigę Staniszkis, jak szykują się do wykładu na temat prawd zakazanych wtedy oficjalnie. Tam zbierała się do 1987 r. Regionalna Komisja Wykonawcza Solidarności, która wbrew zakazom podjęła jawną dzialaność i dzięki odwadze Ojca Wiktora na każde spotkanie przybywało coraz więcej komisji zakładowych, a było ich na długo przed Okrągłym Stołem kilkadziesiąt - i za każdym razem więcej. I to te komisje zakładowe wszystkich większych wrocławskich fabryk poparły udział Solidarności w Okrągłym Stole - to nie były, Morawiecki Kornelu, jakieś elity (Ziemkiewicz może nie pamiątać, był za młody).
A potem, kiedy między pierwszą i druga turą obrad przyjechał do Wrocławia Lech Wałęsa, na spotkanie z nim przyszły tysiące ludzi. Było jeszcze nielegalne, ale plac przed kościołem był już "wyzwolony".
Tak zapamiętam Ojca Adama Wiktora, człowieka, który prawie nic nie mówił i prawie wszystko, co mógł - zrobił.
Był jednym z cichych bohaterów, bez których papież, Reagan i Gorbaczow sami nie daliby rady powalić komunizmu (Gorbaczow obalał też, choć raczej nie chciał...). I ani dziennikarze, ani słuchacze Radia Wrocław nie mieliby tego wszystkiego co mają, tylko jeszcze więcej z tego, na co słusznie psioczą.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.