Strefa Południa: Muzyczna elegancja - Hot Tamales Trio
Takich wieczorów, jak tamten w Autograf Klubie, łatwo się nie zapomina. Przyjacielska, można by rzec – familijna atmosfera, jakiej doświadczał każdy zebrany na sali, a która wytworzona została nie tylko przez muzykę, ale także i samą obecność artystów, nastrajała pozytywnie. W końcu ścierały się tutaj różne grupy interesów. Niektórzy przyszli, by wymienić serdeczne uściski i powspominać dawne czasy, inni zostali zwabieni pozytywnymi recenzjami, kolejni – by porównać swoje umiejętności gry na harmonijce. Tych półśrodków było wiele, lecz cel ten sam – posłuchać wspaniałej muzyki.
O Hot Tamales można mówić albo dobrze, albo wcale. Lecz nie jest to niczym wymuszone podczas gdy słowa pochwały same cisną się na język.
Na polskiej scenie muzycznej wyłonili się jak Afrodyta z morskiej piany i tak samo jak ona stali się symbolem i wyznacznikiem piękności, choć nie o fizys się rozchodzi, lecz o muzykę. Nie jest to opinia pojedynczego, roztargnionego umysłu, lecz czyste vox populi. Ktokolwiek bowiem przemawia na forum publicum, o Hot Tamales przemawia pozytywnie.
Bije od nich duża pewność siebie, pozostająca w obszarze trzeźwej konfrontacji z rzeczywistością młodych muzyków. Będąc świadom informacji o nadchodzącej debiutanckiej płycie, zapytałem, jak ciężko było przebić się do profesjonalnej, wydawniczej struktury. Zespół, z rozbrajającą szczerością, jednogłośnie odpowiedział: w ogóle! O wydawców, czas i miejsce w studiu zabiegać było nietrudno, wystarczyło włożyć demonstracyjne CD do nośnika, a drogi otwierały się same.
Wieczorami, przed publiką jest ciężej, bo przecież nie wszyscy koncentrują swoje myśli na muzyce. Jednak nie w tym przypadku. Gdy wokalistka, Eliza Sicińska, zaczyna śpiewać, cała sala najpierw przystaje wpół wykonanej czynności, a później wpatruje się – bo jeden zmysł nie wystarcza. To jeden z tych momentów, gdy głowa podąża za silnym impulsem, by dowiedzieć się, co wyrwało ją z letargu.
Jeżeli już odwrócimy wzrok w stronę sceny i spojrzymy po raz pierwszy na wokalistkę, ulegamy myślowemu rozdźwiękowi: Eliza śpiewa jak czarna, lecz czarna nie jest. Jej struny głosowe wydają dźwięki nieprzynależne do tej długości geograficznej. Nie jest to jednak impresja przynależna jednemu utworowi, lecz kompletny, dojrzały styl, w którym bardzo dobrze się odnajduje zarówno sama Eliza, jak i słuchacze.
Instrumentarium, w postaci harmonijki i gitary, choć może się wydawać dość ascetyczne, nadaje całej grze harmonii, tak potrzebnej do delikatnych, kameralnych dźwięków Hot Tamales. Ich kompozycje pozbawione są hałasu, wymierzone jakby w atmosferę małych, przytulnych kawiarni, nie snują się jednak leniwie, lecz płyną – raz spokojniej, raz bardziej energicznie. Odpowiedzialny jest za nie niespełna dwudziestodwuletni Kamil Solecki, gitarzysta, który swobodnie eksploruje wszelkie Południowe instrumenty – gitarę akustyczną, dobro czy banjo.
Uwagę przykuwa również Łukasz Pietrzak, który zdaje się kultywować tradycje czarnych harmonijkarzy, a czasami je przekraczać – rzadko widzi się osobę, która gra całym ciałem. W pewnym momencie obserwacja ruchów scenicznych Pietrzaka dawała tyle samo frajdy, co sama muzyka. W przerwach, gdy nie miał instrumentu przy ustach, z powodzeniem zabawiał słuchaczy zabawnymi dykteryjkami, jak chociażby taką, gdy podczas pewnego koncertu, pod nieobecność Elizy, zamiast Hot Tamales, przedstawił zespół po prostu „Tamales".
Hot Tamales w swojej pędzącej, młodej karierze, przeskoczyli kilka początkowych etapów, od razu adaptując się do poziomu profesjonalnego. Podczas wieczoru tylko dwa utwory nie były napisane przez nich: „They're Red Hot" mistrza bluesa Roberta Johnsona – pozycja obowiązkowa dla zespołu, który nazywa się Hot Tamales (w utworze padają bowiem słowa „Hot tamales and they're red hot", co jest jednocześnie genezą nazwy grupy) oraz przesympatyczny „(Your Love Keeps Lifting Me) Higher And Higher" Jackiego Wilsona – który niestety nie znajdzie się na płycie (a powinien – bo aranżacja na poziomie światowym).
Wszystkie ich kompozycje cechuje ta nieuchwytna muzyczna elegancja, lubiana przez wszystkich, a przynależna niektórym. Spokój i pewność siebie, jaka emanowała od nich ze sceny, podziałała także i na mnie.
Z takimi zespołami jak Hot Tamales o polską scenę muzyczną mogę być spokojny i po raz pierwszy od dawna z utęsknieniem wyczekiwać tego, co przyjdzie jutro. Debiutancka płyta już niedługo – pod koniec maja, po festiwalu Bluesroads.
Słuchaj Strefy Południa w Radiu Wrocław Kultura. W każdy piątek cztery godziny dźwięków z miejsca, gdzie narodziła się muzyka. Zaczynamy od 21, kończymy o 1.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.