Wyznania nastolatki kontra Księga dżungli
IŚĆ
WYZNANIA NASTOLATKI *****
To był mój faworyt w konkursie głównym zeszłorocznego, stojącego na bardzo wysokim poziomie, American Film Festival. Wraz z przemiłą „Babką", której ogólnopolska premiera już wkrótce, stanowił kolejny krok w mądrym i dobrym kinie familijnym, przy którym „Juno" to konserwatywna ramotka. Nakręcone i zmysłowo i subtelnie, w kapitalnej stylizacji, z wyczuciem dialogu, dźwięku, muzyki, kostiumu i scenografii „Wyznania nastolatki" to wspomnienia dziewczyny, która w San Francisco lat 70. XX wieku rozpętuje romans z kochankiem swojej mamy. Bel Powley jest aktorskim odkryciem roku, Kristen Wiig ma tyle uroku, że bylibyśmy jej w stanie wybaczyć wszystko, a Alexander Skarsgaard przyprawi wszystkich fanów „True Blood" o zawał serca – toż wampir Eryk bardziej trzymał swój temperament na wodzy. Odważna, mądra, zabawna i poważna historia o dorastaniu. Marielle Heller przeniosła na ekran prozę Phoebe Gloeckner, wspólnie z autorką pisząc scenariusz.
NIE IŚĆ
KSIĘGA DŻUNGLI ***
Nie przekonała mnie fabularna wersja "Księgi dżungli". Status animowanego klasyka Disneya pozostanie niezagrożony. Największe wrażenie robią efekty wizualne, dzięki którym zwierzęta z dżungli dorównują tym z "Życia Pi". Scenariuszowo sprowadzone są albo do infantylnych figur, albo postaci napędzających fabułę, a w epizodach do wyskakujących znienacka dostarczycieli gagów. Całość bliska jest animowanego pierwowzoru (zdaje się, że Disney chce przerobić na fabuły z użyciem komputerowych efektów całą swoją klasykę), ale nie ma ducha oryginału. Gonitwa po dżungli, wykreowanej rzeczywiście w imponujący sposób, szybko mnie znużyła. W pamięci zostaną mi przypomniane i nowe piosenki. Richard Sherman wciąż ma czar.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.