Strażak ochotnik podpalał, żeby gasić
Tomasz S. najpierw wzniecał pożary, a następnie ofiarnie uczestniczył w ich gaszeniu. Za udział w tych akcjach nie brał pieniędzy. Suma strat tylko czterech pierwszych pożarów przekracza 400 tysięcy złotych.
"Zatrzymany przyznał się do popełnienia wszystkich pięciu przestępstw. Opowiedział w jakich okolicznościach one zostały popełnione. Nie wie dlaczego tych popaleń dokonywał. Twierdził, że robił to zawsze pod wpływem alkoholu. Twierdził też, że chciałby, aby w przypadku skazania poddać go stosownej terapii."
Piroman tuż po zatrzymaniu przyznał się do winy. Dziś po południu usłyszał zarzut podpalenia i grozi mu kara 5 lat więzienia. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Legnicy, Liliana Łukasiewicz, nie wyklucza, że kwalifikacja przestępstwa może jednak zostać zmieniona na stworzenie zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi, oraz mienia znacznych rozmiarów.
"Bo łącznie na skutek czterech pierwszych pożarów - bo ostatnich strat jeszcze nie znamy - doszło do powstania szkody o wartości nie mniejszej niż czterysta tysięcy złotych. Bo były to na przykład stodoły o wartości ponad stu tysięcy złotych. W jednym przypadku spłonął tez ciągnik rolniczy."
Jeśli piroman usłyszy ten drugi zarzut - może trafić do więzienia nawet na 10 lat. Były strażak ochotnik tuż po tym jak przyznał się do winy podkreślił, że nigdy nie brał pieniędzy za udział w gaszeniu wywołanych przez siebie pożarów. Nie potrafił też wytłumaczyć co nim kierowało, gdy sięgał po zapałki.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.