Legnicki oddział ratunkowy dla wcześniaków pilnie potrzebuje karetki
Silnik wysłużonego mercedesa po raz trzeci odmówił posłuszeństwa, bo auto ma na liczniku ponad 300 tys. kilometrów. Nowe auto z oprzyrządowaniem kosztuje 400 tysięcy. O tym jak bardzo potrzebna jest karetka, w której legniccy lekarze ratują życie nawet półkilogramowym wcześniakom doskonale wie Karolina Słomka-Majkut ze Zgorzelca...
"Gdyby nie odpowiedni przyjazd na czas, gdybyśmy rodzili 30 kilometrów dalej, dziecko nie przeżyłoby. Wiec ta pomoc i szybki przyjazd bardzo nam pomogły. Dzięki temu jest szansa, że już niedługo wyjdziemy do domu. Jest taki niepokój jak się pomyśli o własnym dziecku, ale także o tych dzieciach, które tu widać. Gdyby nie karetka, to wiele z tych dzieci nie byłoby na świecie."
Nowa „N-ka” jest droga bo to samochód specjalny, w którym lekarze muszą działać w wielką precyzją, biorąc pod uwagę wagę pacjentów” - wyjaśnia dr Wojciech Kowalik:
"Najmniejsze jakie tu trafiają ważą poniżej 500 gramów. Dzieci przywiezione przez nas będą w lepszym stanie, niż przywiezione przez zwykłą karetkę pogotowia ratunkowego. Ta ostatnia karetka przejechała 300 tys. kilometrów, no i niestety jej życie dobiega końca."
O legnickim oddziale neonatologicznym zrobiło się głośno dokładnie rok temu, gdy lekarze uratowali życie najmniejszego pacjenta na świecie leczonego za pomocą sztucznej nerki. Kamil ważył wówczas 820 gramów. Dziś jest pełnosprawnym dzieckiem.
Szpitala nie stać na kupno nowego ambulansu neonatologicznego. Dlatego ruszyła publiczna zbiórka - między innymi za pośrednictwem działającej przy placówce Fundacji "Otwarte Serce".
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.