Polityczny weekend na prw.pl
Dla prw.pl komentuje Krzysztof Grzelczyk (PiS):
Polsko-czeskie spory
Zbyt rzadko piszemy o naszych południowych sąsiadach. Jeśli już poruszamy jakieś kwestie międzynarodowe, to najczęściej z Niemcami w tle, aż tu nagle wysyp tematów czeskich.
Na gruncie lokalnym rozpoczęto poszukiwania miejsca do godnego podjęcia we Wrocławiu byłego prezydenta Republiki Czeskiej, Vaclava Havla.
Wygląda na to, że „miasto spotkań” najlepsze, co ma do zaoferowania, to miejsce pod mostem Grunwaldzkim. A dzieje się tak dlatego, że miasto odbiera lokal przy ulicy Szewskiej, który przez ostatnie kilka lat służył stowarzyszeniu Solidarność Polsko-Czesko-Słowacka.
Ale nie tylko byłego prezydenta Czech mogą spotkać nieprzyjemności. Obecny, też Vaclav, ale Klaus, musi zmierzyć się z całą Unią Europejską, raczej mało mu życzliwą.
W Czechach mianowicie stała się rzecz niesłychana: mniejszościowy rząd otrzymał votum nieufności. Jak w demokratycznym kraju można dopuścić do takiej niegodziwości? Zwłaszcza, że to zamieszanie we władzach republiki może wpłynąć na proces ratyfikacyjny Traktatu Lizbońskiego. A w tej kwestii przykład Irlandii już pokazał, gdzie jest miejsce małych państw w europejskiej demokracji widzianej oczyma Paryża, bądź Berlina. Na czeskiej scenie politycznej głównymi bohaterami wewnętrznego sporu są politycy (prezydent i premier) tej samej formacji.
I tu widzę pewne podobieństwa do Wrocławia. Politycy Platformy Obywatelskiej ciskają gromami, jak to nasze miasto fatalnie prowadzi sprawy związane z budową stadionu na EURO 2012. Krytyka może i zasadna, ale czy ci politycy PO zapomnieli, że za te przygotowania do mistrzostw Europy odpowiadają w mieście delegowani przez nich działacze tej właśnie partii? Zastanawiające jest też, że prezydent Wrocławia tej schizofrenicznej sytuacji wśród działaczy PO nie dostrzega. A może sam ma wątpliwości, czy nadal jest z tą partią w koalicji, czy być może w opozycji?
Dla prw.pl komentuje Paweł Wróblewski (Dolny Śląsk XXI):
Partia albo polityczna smierć
Na szczeblu krajowym mamy niekończące się spory o samoloty pomiędzy premierem a prezydentem, a na Dolnym Śląsku awanturę o stadion. To, że jest kontynuacją "nie zawsze ładnych rzeczy", zapowiadanych przez Jacka Protasiewicza na spotkaniu z działaczami Platformy Obywatelskiej w Miliczu, które będą robione "koledze Rafałowi", jest chyba już oczywiste dla każdego.
Przynajmniej jasno widać, jak dziś partyjniactwo niszczy wszystko, co wartościowe dla społeczeństwa a bezwartościowe i groźne dla partii. Tym, którym wydaje się, że wszystkiemu winne jest przystąpienie Rafała Dutkiewicza do Stowarzyszenia "Dolny Śląsk XXI" przypomnę, że już przed tym faktem sygnałów ze strony PO, sugerujących konieczność wyboru: partia albo polityczna śmierć - było wystarczająco dużo, a samo przystąpienie prezydenta do Stowarzyszenia nastąpiło po awanturze o fuzję Śląska z Groclinem, przy okazji której Kain ugodził Abla. Abel tym razem przeżył i zrozumiał, że z tym towarzystwem nie ma szans.
I tak po pogrzebaniu przez przedstawicieli rządzącego dziś w kraju i regionie reżimu idei Muzeum Ziem Zachodnich, poturbowaniu Hali Stulecia, zaduszeniu EIT, uziemieniu lotniska mamy kolejną aferę: stadionową. Nikt nie mówił, że z budową stadionu będzie łatwo; z pewnością można się do paru spraw przyczepić, ale to, co się wokół tej inwestycji dziś wyczynia, to już przesada. Najpierw gruchnęła wieść o gruntach pod stadion - że nie miasta i budowy nie będzie.
Ze dwa dni temat grzano, a jak się okazało, że nie samochód ukradziono, a rower i nie w Moskwie, a w Warszawie nastała cisza i płynne przejście do następnego tematu. Szczyt dziennikarskiej manipulacji, a może po prostu głupoty, odstawiła nasza Gazeta nomen omen Wrocławska publikując ranking z którego wynikało, że Wrocław jest najgorzej przygotowany do Euro. Otóż porównano trzy podstawowe parametry w miastach kandydackich: stopień realizacji planów dotyczących trzech kluczowych dla Euro przedsięwzięć: lotniska, stadionu i dróg. Oczywiście Wrocław wyszedł w tym rankingu najgorzej, bo już zaczął plany realizować i, to fakt, jak zaczęły się konkrety, to zaczęły się i problemy, czyli opóźnienia. Pozostałe miasta wypadły oczywiście lepiej, bo część przedsięwzięć mają dopiero na papierze. Gdyby posługiwać się logiką dziennikarzy, to najlepiej w rankingu wypadłby... Pcim Dolny, gdyby ogłosił teraz chęć aplikowania o Euro: ponieważ nie ma tam ani lotniska, ani stadionu, ani dróg - to planując te wszystkie inwestycje dzisiaj, nie miałby jeszcze żadnych opóźnień ani problemów w ich realizacji, bo przecież dopiero pisałby odpowiednie programy, a papier przyjmie wszystko. Jak w gazecie. Kilka dni temu doszła oczywiście nowa rewelacja: TAKI SAM stadion w Gdańsku miał okazać się o 200 milionów tańszy, niż nasz wrocławski. I znowu okazało się, że owszem dzwonią, ale nie w tym kościele, co by Platforma Obywatelska chciała. Ani nie taki sam stadion, bo nasz z wielopoziomowymi parkingami i promenadami, ani nie taki sam przetarg, bo Gdańsk ma już jeden za sobą i ponad 100 milionów już na swój obiekt wydał. Problem w tym, że za sznury dzwonów alarmowych pociągnęli tym razem nie byle jacy notable: wojewoda i minister rządu RP, a że nie wysilili się, aby sprawdzić rewelacje partyjnych czarnopijarowców, to blamaż gotowy. Oto okazało się, że panowie rządzący naszym krajem cyfr dodawać nie potrafią, a i prawda obiektywna też nie jest dla nich specjalnie istotna, skoro służą jedynie słusznej prawdzie partyjnej.
Dobrze, że Rafał Dutkiewicz nie wysłuchał rad ministra Drzewieckiego i nie unieważnił przetargu, bo jeśli minister tak radzi, jak liczy, to dziś PO świętowała by już tryumf odebrania Euro Wrocławiowi z winy prezydenta ( Wrocław, jako jedyny, nie zdążyłby z przetargiem przed wizytą UEFA), a tak musi się jeszcze zdrowo napocić. Trochę dziwię się, przynajmniej niektórym, dziennikarzom, że zamiast napiętnować kompromitującego się niewiedzą i dyspozycyjnością partyjniacką wojewodę i ministra płynnie przechodzą ponad ich etyczną i matematyczną indolencją na spory polityczne. Fakt, że Platforma Obywatelska upolityczniła ten kraj do granic możliwości nie upoważnia nikogo do tego, żeby tą samą łatkę przypinać Rafałowi Dutkiewiczowi, który partyjniactwu psującego Polskę się przeciwstawił, ale ok.
Widocznie jeszcze niektórym potrzeba czasu na zrozumienie grozy tej sytuacji.
Pamiętajmy jednak, że dopóty dzban wodę nosi, dopóki się mu ucha nie urwie. Dutkiewicz wszystkie ważne projekty dla Wrocławia doprowadził do momentu, w którym ich los zależy już tylko od strony rządowej. Jeśli im popuścimy ulegając modzie i przyzwoleniu piętnowania jedynie działań Wrocławia, to już niedługo symbol Dolnego Śląska - ślężańskiego misia zastąpi... misiak. Tomasz Misiak.
Dla prw.pl komentuje Jarosław Kurzawa (PSL):
Polityka w mariażu z biznesem
... w polskich realiach zazwyczaj kiepsko się kończy. Przekonało się o tym wiele osób, które w takim połączeniu widziały szansę na kreację polityczną albo sposób na osiągnięcie sukcesu biznesowego.
W pierwszym przypadku, kiedy to przedsiębiorca poczuje w sobie ducha politycznego i przytuli się do którejś z opcji politycznej, zazwyczaj w danym czasie najmocniejszej, musi mieć świadomość, że w naszym Kraju działa tzw. „wahadło polityczne”.
Oznacza to bardzo duże prawdopodobieństwo, że w następnych wyborach silny może okazać się słaby i do władzy dochodzi konkurencja polityczna. Taki scenariusz w warunkach polskich powoduje, że przedsiębiorca staje się przedmiotem „zainteresowania” opozycyjnego ugrupowania, a to oznacza różnorakie kłopoty.
Przykładów można by tu mnożyć. W drugim przypadku, kiedy to interes gospodarczy bierze górę w decyzji bycia politykiem, sprawa zazwyczaj kończy się na spotkaniu z wymiarem sprawiedliwości.
Ludzie z biznesu w ugrupowaniach politycznych są mile widziani z kilku względów, jeden to, że partia skupia ludzi sukcesu, których można pokazać w telewizji bądź na bilbordach , drugi bardziej przyziemny, zwłaszcza w trakcie kampanii wyborczych, to zasobność portfela.
Czar pryska tak dla partii, jak i dla zainteresowanego, kiedy to wybraniec narodu, polski polityk - biznesmen, musi się bronić przed pomówieniami i kalumniami rzucanymi przez konkurencję polityczną, lub w tym drugim przypadku, kiedy uświadomi sobie, że polityka jest to najgorsze miejsce do robienia interesów, gdyż zazwyczaj kończy się na problemach z Temidą.
Mądrzy ludzie biznesu stronią od aktywnej polityki, nie manifestując swoich sympatii politycznych, skupiają się przede wszystkim na działaniach związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej.
Dla prw.pl komentuje Ryszard Czarnecki (PiS):
Czy nad Wrocławiem wisi jakieś fatum?
Startujemy w prestiżowych wyścigach o organizację największych imprez - ale przegrywamy. Przegraliśmy jedno EXPO, przegraliśmy drugie, przegraliśmy EIT. Obawiam się, że w kwietniu okaże się, iż przegraliśmy również związany z EIT i wydawałoby się pewny Węzeł Wiedzy i Innowacji.
Oczywiście możemy się pocieszać, że sam udział w tych wyścigach był świetną promocją miasta i był osiągnięciem samym w sobie. Zgoda. Ale ambicje dużej polskiej aglomeracji, jaką jest Wrocław nie mogą wyczerpywać się słowami twórcy nowożytnych Igrzysk Olimpijskich Francuza Pierre'a" de Coubertina: "Najważniejszy jest udział".
Nie, dla stolicy Górnego Śląska sam tylko udział to za mało.
Nie chciałbym, aby o Wrocławiu mówiło się to, co przez wiele lat o polskich reprezentacjach: "pięknie grali, ale przegrali…" Niewielką pociechą będzie to, że WWiI możemy przegrać na rzecz innego polskiego miasta - Katowic.
Jeśli tak się stanie to ewidentnie Wrocławiowi i wrocławskiemu lobbies w Warszawie zabraknie skuteczności w promocji własnych, gospodarczych interesów. A to jest gorsze niż zbrodnia - to błąd!
Mam niejasne wrażenie, że na tej sprawie cieniem kładzie się coraz bardziej jawna rywalizacja między Rafałem Dutkiewiczem a PO.
Wrocławska Platforma ma w rządzie bardzo wysoko postawionych ludzi, a w samym Wrocławiu ostrego konkurenta, do którego podchodzi emocjonalnie. Stąd też Wrocław, przedmiot a nie podmiot politycznego meczu, cierpi, bo miasto - i jego inwestycje i projekty - jedzie na jałowym biegu, a w niektórych sprawach nawet na wstecznym. Taką sprawą właśnie jest WWiI. A pamiętam - jak dziś - minister nauki Barbarę Kudrycką (PO), która pocieszała wszystkich po porażce Wrocławia z Budapesztem o EIT i zapewniała, że Węzeł Wiedzy i Innowacji jest w zasadzie pewny. Czyżby sprawdzało się powiedzenie, że nikt ci tyle nie da, co rząd Tuska obieca? I co wrocławscy ministrowie i wrocławski prezydent powiedzą po prawdopodobnej porażce o WWiI w kwietniu?
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.