Wyłudzili niemal pół miliona, żeby kupić luksusowe Lamborghini?
Udzielający pożyczki nie sprawdził wiarygodności dokumentów i tak doszło do zakupu Lamborghini Gallardo Spyder. Potem był kolejny wniosek na zakup Ferrari i Bentley'a , ale w tym przypadku bank już zorientował się, że może chodzić o oszustwo. Prokurator Małgorzata Klaus przypomina jak w śledztwie kobieta tłumaczyła swoje zachowanie:
Oskarżeni odmówili składania wyjaśnień, po wyjściu z sali rozpraw powtórzyli jedynie że nie przyznają się do winy:
"To nie ja byłam pomysłodawcą, to mój mąż chciał mieć fajne auto. Ja tych dokumentów nie przygotowałam, ale podpisałam, nie do końca czytałam je przed podpisaniem" - mówiła w śledztwie.
Prokurator Joanna Bandzwołek odczytała dziś wyjaśnienia oskarżonej złożone w śledztwie:
Z akt sprawy wynika, że kapitał zakładowy w czasie kiedy składali wnioski o kolejne, wielomilionowe kredyty wynosił 50 tysięcy złotych. Mieli napisać, że ich firma ma świetne wyniki finansowe. W rzeczywistości nie przynosiła żadnych dochodów. Nikt w banku jednak tego nie zweryfikował.
Kobieta w śledztwie przyznała, że chociaż była prezesem, to nie podejmowała żadnych czynności, wszystkim miał zajmować się mąż.
Oboje nie przyznają się do winy. Dziennikarzom po wyjściu z sali powiedzieli, że do końca płacili raty za samochód (11 tys. zł miesięcznie ) i nie mieli zamiaru wyłudzać kredytu. Ich firma została sprzedana wraz z Lamoborghini. Policja odzyskała auto.
Dziś sąd przychylił się do wniosku obrony, aby zwrócić poręczenie majątkowe wpłacone przez córkę oskarżonej, chodzi o 100 tysięcy złotych. Kolejna rozprawa 4 marca.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.