Euro we Wrocławiu: Niewiarygodny powrót i zwycięstwo Niemców nad Szwedami
Mecz lepiej zaczęli Szwedzi. Wypracowali sobie dwubramkową przewagę, a kiedy Jonas Kallman w 8 minucie trafił niemal w środek bramki z szóstego metra było już 7:4. Niemcy wrócili jednak do gry. W 18 minucie strzał Steffena Fatha dał remis 10:10.
Odpowiedź Szwedów była mocna. Johan Jakobsson trafił dwukrotnie, po jednej bramce dołożyli Andreas Nilsson i Lukas Nilsson i w 22 minucie było już 14:10 dla reprezentacji Trzech Koron. Trener naszych sąsiadów musiał zatem poprosić o czas. Mimo to przewaga Szwedów była niezagrożona. Niemcy przegrali pierwszą połowę 13:17, a jej podsumowaniem był posłany nad poprzeczką rzut karny Tobiasa Reichmanna. Z drugiej jednak strony gdyby nie skrzydłowy Vive Tauronu Kielce aż strach pomyśleć, gdzie byliby nasi sąsiedzi. Reichmann do przerwy zdobył bowiem 6 bramek.
* Najwięcej bramek do przerwy: Niemcy - 6 Tobias Reichmann ; Szwecja - 6 Johan Jakobsson
Po przerwie w końcu było słychać niemieckich kibiców, którzy wcześniej na trybunach, tak jak ich szczypiorniści na parkiecie byli zdominowani przez Szwedów. Druga połowa to jednak zupełnie inna historia bo Niemcy odrobili straty w całości! Przez pierwsze 5 minut tej części gry Szwedzi do bramki trafili tylko raz, a nasi sąsiedzi grali jak natchnieni po obu stronach parkietu. Kiedy Tobias Reichmann strzelił bramkę na 18:18 selekcjoner Szwedów musiał poprosić o czas.
W 41 minucie powrót Niemców stał się faktem, po tym jak dwie skuteczne akcje z rzędu zanotował Steffen Weinhold i po jego bramkach było 22:20! Nasi sąsiedzi po raz pierwszy w meczu wyszli na prowadzenie. Nie byłoby to jednak możliwe gdyby nie ich bramkarz. Andreas Wolff raz po raz zatrzymywał ataki co raz bardziej sfrustrowanych Szwedów. Za jego bramką fani reprezentacji Trzech Koron niemal zamilkli, a Hala Stulecia należała do bawiących się w najlepsze niemieckich kibiców. Euforia wybuchła, kiedy po podaniu na koło na 6 metr Jannik Kohlbacher utrzymał równowagę, rzucił i dał swojej reprezentacji wynik 23:20. Do końca pozostawał kwadrans, a po przeciwnej stronie parkietu Andreas Wolff tym razem nogami obronił strzał rywali. Dzieła zniszczenia dopełnił Fabian Wiede, jego płaski strzał to była bramka na 24:20 i selekcjoner Szwedów ratował się przerwą na żądanie. Wydawało się, że na próżno.
Niemiecka maszyna była już nie do zatrzymania. Promyk nadziei zapłonął gdy Johan Jakobsson strzałem od ziemi w środek bramki nieco zmniejszył straty (24:26). Nasi sąsiedzi jednak się nie złamali. Ze środka na lewe skrzydło zbiegł Steffan Weinhold i bardzo blisko lewego słupka umieścił piłkę w bramce (27:24). Szwedzi za chwilę odpowiedzieli i w ostatnie 5 minut obie reprezentacje wchodziły z niemieckim prowadzeniem 27:25. Emocje jeszcze były. Christian Dissinger dostał czerwoną kartkę, po tym jak nieprzepisowo zatrzymał Johana Jakobssona, a rzut karny na gola - i to jakiego! leciutko podrzuconego nad bramkarzem! - zamienił Fredrik Petersen (26:27). Szwedzi nie wykorzystali jednak osłabienia Niemców, bo strzał z 9 metra Lukasa Nilssona trafił prosto w Andreasa Wolffa.
To jeszcze nie był koniec - na zegarze zostały 2 minuty i obie drużyny były już w komplecie. Reprezentanci Trzech Koron wymienili masę podań, ale Johan Jakobsson się poślizgnął. Niemcy mieli wymarzoną kontrę. Jeden na jednego. Finn Lemke drobił kroczki, spokojnie podszedł do rzutu i .... posłał piłkę nad poprzeczką!! Szwedzi dostali prezent od losu i jeszcze jedną szansę na remis. Sekundy płynęły, a Niemcy utrzymywali rywali bez rzutu. W końcu Jesper Nillson musiał spróbować z 9 metra, ale jego strzał poszybował nad poprzeczką. Niemcy przetrwali i wygrali 27:26.
Ten wynik oznacza, że przed ostatnią serią spotkań pewni awansu są tylko Hiszpanie. Niemcy, Słowenia (zagrają bezpośrednio) i Szwedzi wciąż będą się bili o to, żeby pozostać we Wrocławiu na drugą fazę mistrzostw Europy.
Niemcy - Szwecja 27:26 (13:17)
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.