Leszek Budrewicz: Krzywdzenie człowieka prostego (Felieton)
Nie tylko dlatego, że rezydował tam Hans Frank, a SĄ w Polsce politycy, którzy najchętniej zostaliby gauleiterami. I nie chodzi też o to, że stamtąd w czasie Wiosny Ludów w 1848 roku Austriacy ostrzelali buntujący się Kraków, który jako Kraków szybko się uspokoił i przeszedł do konserwowania polskiej tradycji innymi, też przecież ważnymi metodami.
Żart, zgodnie z którym Wawel jest półśrodkiem, bo bliższy społecznym koncepcjom PO byłby Malbork leży nie daleko od prawdy. Jednym z nielicznych elementów dzielących bowiem niedoszłą dodajmy już nigdy chyba niedoszłą koalicję PO-PiS jest wizja dystansu władzy do społeczeństwa.
O ile PiS jest za bliskością połączoną z wodzostwem, o tyle PO chce rozmytego kierownictwa, ale z wyraźnym dystansem władzy i biznesu do reszty społeczeństwa. PiS kojarzy się z aksamitnym Orwellem, PO to prawie zrealizowana antyutopia Philipa Dicka, w której piętra społecznej drabiny są nieprzekraczalne, a jej szkielet, tak przecież świeży, uświęcony zostaje w ramach „liberalizmu lirycznego" jako witkacowskie „jedyne wyjście", czy marksistowska „historyczna konieczność".
Zwycięstwo 4 czerwca rozegrało się w całym kraju, Gdańsk był tu ważny ze względu na duży udział w doprowadzających do „Okrągłego Stołu" i wyborów strajkach 1988 roku, i to, ze późniejsze, tak brzemienne w zwycięstwo wyborcze zdjęcie kandydatów z Lechem Wałęsą (genialny pomysł, podobno Andrzeja Wajdy) były zrobione tu, w Stoczni. „Ucieczka" premiera" z Gdańska rzeczywiście ostatecznie grzebie nie tak dużą i tak szansę przypomnienia światu, że obalenie muru berlińskiego nie zaczęło obalania „komuny".
Grzegorz Miecugow ma racje pisząc w „Dzienniku" że klasa polityczna nie interesuje się społeczeństwem i trzeba dodać, że zamknięcie się jej na Wawelu, budowli z czasów feudalnych jest ‘adekwatne". Pozwoli oddzielić beneficjentów przemian od przegranych, choć przecież dzisiejsi stoczniowcy w znikomym tylko stopniu to ci, co walczyli o wolność, ale też swoje pracownicze prawa w latach 80.
Ale akurat gdańska Stocznia to dalej symbol. Nie wiem co myśli Janusz Śniadek, który przecież jest z Gdyni, co myślą stoczniowcy z byłej stoczni ‘Parnica", która w 1980 roku była w Szczecinie jednym z dwóch zakładów, które zaczęły strajk (już oczywiście nie istnieje). Wiem, że neoliberałom robotnicy potrzebni są tylko jako wyborcy lub siła najemna, nie jako zorganizowana grupa społeczna, czy broń Boże obywatele.
Można też zgodzić się z tym, że pragnienie odbycia obchodów w trupim spokoju zamiast tam gdzie należy, choćby z kłopotami jest bardziej postkomunistyczne niże postmodernistyczne.
Postmodernistyczny wydaje się natomiast dobór wykonawców na historycznym koncercie: wiadomo dlaczego będzie tam Tilt, Lombard, nawet Kora, nie wiadomo, co wspólnego z początkiem w Gdańsku maja Kombi, Scorpions czy Kylie Minogue. Jest tylu fajnych wykonawców, którzy coś robią dla innych. Czy naprawdę na przykład U2, którzy dedykowali piosenkę dla internowanego Wałęsy nie daliby się namówić, gdyby poprosił o to sam Lechu ?
Halina Flis - Kuczyńska napisała w „GW", że stoczniowcy maja prawo być niezadowoleni, bo tracą pracę. Może nie z wilczym biletem jak kiedyś, ale jednak. Ma tez rację, że nie znaczy to, że każdy sfrustrowany może walić po pijanemu kijem policjanta, bo ma problem. Ale szereg wypowiedzi towarzyszących przenosinom święta wydaje się niestosownych Grzegorz Schetyna, który zapowiadał zabranie święta Gdańsku w "Poranku TOK FM" zapowiedział ma akurat mały mandat do tych akurat obchodów i do ich przenoszenia. : w roku 1989 jako działacz NZS był przeciwko udziałowi w wyborach, związany była z podziemnym RKS i z SW, które w odróżnieniu do jawnych struktur związku wzywały do bojkotu glosowania 4 czerwca.
Jeśli chodzi o uczynienie ze stoczniowego działacza Karola Guzikiewicza sprawcę całego zła: jest on jednym z ostatnich obok Romana Gałęzewskiego, działaczy stoczniowych, którzy walczyli o coś w latach 80. I zacny Jerzy Borowczak, który rozpoczęła strajk w Stoczni w 1980 roku myli się mówiąc, że Guzikiewicz, gdy był na strajku w 1988 to „Solidarność' była już legalna.. Działała już jawnie, ale jeszcze zupełnie nielegalnie. Poza tym prezydent Gdańska Paweł Adamowicz w cało stronnicowym ogłoszeniu w „GW" (ciekawe jak to rozliczy) wzywa do tablicy obu związkowców jako winnych afery, a przecież nie pierwszy raz są wywoływani do tablicy.
Pamiętam wiec, że jako zapomniani sprawcy dobra stoczniowcy już raz zrobili sobie odwróceni plecami do oficjeli, swój własny rocznicowy piknik, a sam Gałęzewski potrafił dogadać się z antyhomofobicznymi feministkami tak, ze wilk był syty i owca cała, gdy te chciały zorganizować nie wszystkim miłą manifestacje pod gdańskim pomnikiem.
Na pomniku napisane jest, że jeśli ci, czy owi skrzywdzili człowieka prostego, to uważają, bo spisane będą czyny i rozmowy i w ogóle, poeta pamięta. Zawsze przychodzi dzień, że prawda wraca, nawet jeśli na razie „krawaciarze": pogardzają bezkarnie znów jak dawniej stoczniowcami, a gimnazjaliści i licealiści „golą" browary, zamiast uważnie przeczytać wreszcie choć ten jeden, choć te, wiersz Czesław Miłosza.
Ale zawsze, prędzej czy później, to się zmienia. Zawsze na za krotko, ale zawsze to coś dobrego przynosi. Warto to zobaczyć jak przyjdzie. Tym bardziej, że - ponieważ samo się nie zrobi - będzie to ludzkie dzieło.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.