Dusiciel we Wrocławiu (POSŁUCHAJ)
Początek tej muzycznej historii miał miejsce w kinie. To właśnie tam u schyłku lat 1960. nasz bohater zafascynował się rolą Tony'ego Curtisa w „Dusicielu z Bostonu” (The Boston Strangler). Film nie zapisał się niczym szczególnym w historii kina, w historii muzyki jednak tak. Zamiast Bostonu angielski Guildford, gdzie czterech dwudziestolatków w 1974 r. postanowiło założyć zespół. Na dodatek ochrzczony przez Burnela mocno i bezkompromisowo jak na tamte czasy (czasy Yesów, Genesisów): The Stranglers.
Co było dalej? Przez 40 lat zmiany w składzie ominęły jedynie pozycję basisty. Z tego też względu JJ Burnel jest jedynym świadkiem wszystkich wzlotów ale i trudniejszych chwil, które miały miejsce w wypadku Dusicieli z Guildford. Bywały momenty prawdziwie zabawne, jak wizyta w Polsce latem 1986 r.
Łódź. Doskonale pamiętam tamtą wizytę. W akademiku w którym nocowaliśmy, mieliśmy starcie z portierem. Wszystko działo się podczas mundialu w Meksyku, Polska grała z Anglią, mecz zakończył się wynikiem 0-4 dla Anglii (w istocie rozmiar porażki był mniejszy, 0-3, MK), a portier postanowił dać upust swojej złości i pół nocy wykrzykiwał przed naszymi drzwiami: Anglia 4, Polska 0.
Były też momenty mniej przyjemne, ale The Stranglers wypracowali przez lata jedną żelazną zasadę:
Mieliśmy lepsze i gorsze momenty, ale ostatnie lata to dobry czas. Mamy dużo zabawy i cieszymy się tym co robimy. A wynika to z tego, że od początku działalności zespołu, zysk z tantiem, sprzedaży płyt jest dzielony równo na wszystkich członków zespołu. Nie zaczynasz grać żeby być sławnym czy bogatym. Jeśli masz szczęście i los ci sprzyja, to samo z czasem przyjdzie. Ale to nie jest powód, dla którego zaczynasz grać. Skoro tak, dlaczego pieniądze mają być przyczyną żeby rozwiązać zespół? Widziałem kilka grup, które z tego powodu się rozpadły. Kłótnie o pieniądze wszystko psują.
Cała rozmowa z liderem The Stranglers w Muzycznym Wieczorze Radia Wrocław, dziś po godzinie 18.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.