15 procent i nie płaczcie proszę (Blog Eurowyborczy)
Ja konsekwentnie obstaję przy tym, że nie przekroczy ona 15 procent, oni z uporem sugerują, że będzie dwukrotnie wyższa. Skąd ta wiara? Nie wiem. Wiem natomiast dlaczego nie przekroczy 15 proc.
Po pierwsze dlatego, że kampania jest nudna i mało widoczna. Co prawda pojawiły się już plakaty i ulotki, ale czy one potrafią zelektryzować wyborców? Raczej nie, bo zawsze będzie ich za mało. W tych wyborach akurat są tak niskie limity finansowe na kampanię, że na zbyt wiele propagandowego papieru i tak nie starczy. Co najwyżej na promocję liderów list i samych ugrupowań. Kandydaci z niższych miejsc muszą liczyć tylko na swoją inwencję i formy promocji bez wielkich kosztów.
Po drugie, ta kampania jest nudna, bo nie ma punktów spornych, które wzbudzają zainteresowanie wyborców. Kto z nas potrafi powiedzieć jaka jest różnica między wyborczym programem do Parlamentu Europejskiego Platformy Obywatelskiej, Prawa i Sprawiedliwości czy Centrolewicy? Ba, nawet Samoobrona i Libertas nie ukrywają, że są zwolennikami zjednoczonej Europy. Pięć lat temu, gdy wybieraliśmy pierwszą polską reprezentację do Brukseli kampania była dwubiegunowa i spolaryzowana. Byli zwolennicy Unii – PO, PiS, SLD, Partia Demokratyczna czy SdPL. Byli też jej więksi lub mniejsi przeciwnicy – Samoobrona czy Liga Polskich Rodzin. Ta druga partia na negacji i krytyce Unii zbiła zresztą wielki kapitał, wprowadzając do Brukseli całkiem pokaźną reprezentację. Tamta kampania siłą rzeczy była więc gorąca i elektryzowała Polaków. No i wyraźnie nas dzieliła, co pozytywnie wpłynęło na zainteresowanie wyborami.
Po trzecie, Unia Europejska już nam spowszedniała. Dziś nie ekscytujemy się co by było, gdyby nas w Unii nie było. Nie martwimy się, że trzeba wykazać się przed europejskimi weteranami. I znów - pięć lat temu budowaliśmy frekwencję także na obecnym jeszcze w świadomości referendum akcesyjnym. No bo jeśli byliśmy "za" lub "przeciw" w referendum, to trzeba też iść do urn i wybrać naszą-swoją reprezentację. Dziś nic nie trzeba. W Brukseli i tak zasiądą politycy z orzełkiem na piersiach. A że nie dowiemy się kto? Ale czy przez minione pięć lat ci sami politycy skutecznie nie pozwolili nam o sobie zapomnieć?
I wreszcie po czwarte - data. 7 czerwca, piękny prawie już letni weekend. Jeśli jeszcze dopisze pogoda, to komu będzie się chciało szukać wyborczego lokalu? Jak zwykle wsiądziemy w swoje (przywiezione z Unii) auta i pojedziemy (wyremontowanymi za unijne pieniądze) drogami, zobaczyć odrestaurowane (za unijne pieniądze) zabytki. A wieczorem przy grilu przypomnimy sobie, że były wybory.
Właśnie z tych powodów uważam, że 7 czerwca nie dojdzie do cudu na Wisłą i Odrą i Polacy szturmem nie ruszą do urn. Raczej pojedziemy na wycieczkę lub zostaniemy w domu. I nie pomogą nawet młodzi, w których wierzą i do których apelują politycy. Że niby tym młodym nie jest "wszystko jedno". Może i nie jest "wszystko jedno", ale jak znam studentów, to w dniu wyborów przypomną sobie, że nie mogą głosować, bo nie zabrali dowodu osobistego do akademika.
Nie wierzycie, że tak będzie? Przyjmuję zakłady :)
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.