Najlepsze filmy 6. American Film Festival (RANKING)

Jan Pelczar | Utworzono: 2015-10-29 11:14 | Zmodyfikowano: 2015-10-29 11:25

1. MANDARYNKA (TANGERINE)

Nie był to może najlepszy film festiwalu, ale w roku programu niemal idealnego, pełnego znakomitych dzieł, to było największe zaskoczenie. Film-petarda. Kolejny dowód na to, że produkcje braci Duplass należy śledzić z najwyższą uwagą. Reżyser Sean Baker pokazał talent i entuzjazm na miarę młodego Spike'a Lee. Zdecydowanie zrobił to, co należy, by nie pozwolić widzom na żadną chwilę chęci odwrócenia wzroku od ekranu. Opowieść wigilijna ze współczesnego Los Angeles o prostytutce, taksówkarzu i zemście. Kto głosował na zwycięzcę sekcji Spectrum film "Dope" powinien nadrobić także "Mandarynkę" - zobaczy nie tylko ponad rasową, ale i transgenderową historię, opowiedzianą w sposób bezkompromisowy.

2. CAROL

Niby wystarczyło zobaczyć film otwarcia, by zobaczyć najlepszy film festiwalu. A jednak w kolejnych dniach wyświetlono bardzo dużo dobrego kina. Słowo "arcydzieło" powracało głównie w kontekście "Carol". Reżyser Todd Haynes nie zachwycił tylko tych, którzy nie akceptują jego zasad "decorum", nie dają się zahipnotyzować, zamknąć w jego bańce, woleliby zobaczyć na ten sam temat zaangażowane kino społeczne. Haynes krytykuje zaś ład społeczny lat pięćdziesiątych XX wieku, angażując język filmowy epoki, fetyszyzując ówczesne symbole i minioną modę. Historia miłości bogatej mieszkanki z Nowego Jorku ze sprzedawczynią z domu towarowego nie traci nic ze swojego tragizmu i intensywności dzięki wybitnym kreacjom Cate Blanchett i Rooney Mary. Mistrzostwo gry aktorskiej, piękno budowania kadrów, scen i prowadzenia widzów przez całą historię. Jeden z filmów roku.

3. PAMIĘTNIK NASTOLATKI (THE DIARY OF A TEENAGE GIRL)

Mój faworyt w konkursie Spectrum. Wraz z przemiłą "Grandma" stanowi kolejny krok w mądrym i dobrym kinie familijnym, przy którym "Juno" to konserwatywna ramotka.
Mocna historia dziewczyny, która w San Francisco lat 70. XX wieku rozpętuje romans z kochankiem swojej mamy. Bel Powley jest aktorskim odkryciem roku, Kristen Wiig ma tyle uroku, że bylibyśmy jej w stanie wybaczyć wszystko, a Alexander Skarsgaard przyprawi wszystkich fanów „True Blood" o zawał serca – toż wampir Eryk bardziej trzymał swój temperament na wodzy. Odważna, mądra, zabawna i poważna historia o dorastaniu. Marielle Heller przeniosła na ekran prozę Phoebe Gloeckner, wspólnie z autorką pisząc scenariusz.

4. JA, EARL I UMIERAJĄCA DZIEWCZYNA (ME AND EARL AND THE DYING GIRL)

Podwójny zwycięzca tegorocznego Sundance. Alfonso Gomez-Rejon reżyseruje, Jesse Andrews tworzy scenariusz na podstawie własnego debiutu. Też „coming of age" story, ale tym razem z perspektywy chłopaka. Też z udziałem animacji. Też rodzaj pamiętnika, ale w formie osobistego eseju, wspartego wstawkami z amatorskich filmów, tworzonych przez bohaterów wedle absurdalnego wzoru. Błyskotliwych żartów na tony, krajobraz licealny opisany w kinie po raz setny, ale znów udało się to zrobić w sposób oryginalny i zabawny. Przyjaciółka głównego bohatera umiera na białaczkę – sposób opowiadania o ich relacji powinien być seansem obowiązkowym i nieodzowną lekturą dla miłośników polskiego kina z gatunku „lekko o chorobie". Piejecie z zachwytu nad scenariuszami „Bogów" i „Moich córek krów", dajecie im dziennikarskie nagrody w Gdyni – zobaczcie, jak można opowiadać o tym w stylu odległym od wieczornej ramówki TVN-u.

5. WELCOME TO LEITH (WITAJCIE W LEITH)

Najlepszy komentarz do trwających podczas festiwalu dyskusji o nowej fali nacjonalizmu i rasizmu. Ku Klux Klan zamiast agresji skupia się na szerzeniu miłości, o czym pisała Katarzyna Surmiak-Domańska w swoim nowym reportażu, wydanym przez Czarne. Polscy widzowie odkrywają kino afroamerykańskie, o czym świadczy i wygrana "Dope" i sukces retrospektywy czarnoskórych reżyserek (oraz wydanie książki "Kino afroamerykańskie"). I na to wszystko nakłada się drugi obraz: ludzi, którzy skrajną nienawiść i radykalny rasizm, połączone z agresją, próbują uzasadniać korzystaniem z wolności słowa. Historia skoku na małe miasteczko, próba przejęcia władzy w prowincjonalnej miejscowości oraz metod użytych przez miejscowych do obrony, opowiedziana jest jak thriller i western. Twórcom nie tylko udało się porozmawiać z wszystkimi mieszkańcami Leith, ale także zbliżyć do faszystów. Otwarte zakończenie to dodatkowy dreszcz emocji.

6. SEVEN DAYS IN HELL (SIEDEM DNI W PIEKLE)

Tak śmiesznej i pełnej absurdu komedii nie było od czasów "Borata". Mockument o najdłuższym w historii meczu tenisowym można obejrzeć w HBO. Warto, szczególnie w kraju tenisistów bez dystansu i poczucia humoru. Nie ma co opowiadać żartów. Zobaczcie sami i spróbujcie nie pęknąć ze śmiechu.


Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.