Były wojewoda: "Upominam się o polskich bohaterów"
To ostatni już tekst w sporze byłego PiS-owskiego wojewody dolnośląskiego Krzysztofa Grzelczyka z Tomaszem Sikorą, publicystą Radia Wrocław. Różnica zdań dotyczy oceny postaw Polaków podczas II wojny światowej. Przypominamy poprzednie artykuły Sikory i Grzelczyka na ten temat:
1. Tomasz Sikora - "Der Spiegel ma rację. Polacy pomagali Niemcom w Holocauście"
2. Krzysztof Grzelczyk - "Der Spiegel nie ma racji. Polacy nie są współodpowiedzialni za Holocaust"
3. Tomasz Sikora - "Polacy a Holocaust. Sikora pisze do Grzelczyka".
(Wszystkie tytuły pochodzą od redakcji www.prw.pl).
Oto najnowszy tekst Krzysztofa Grzelczyka:
"Polacy a Holocaust" to trochę mylący tytuł rozważań Tomasza Sikory adresowanych do mnie, gdyż ja bardziej odnosiłem się do polityki historycznej prowadzonej w Polsce (a w zasadzie jej braku) i u naszych sąsiadów. Holocaust jest jednym z zagadnień poruszanych w tej dyskusji.
Pan Redaktor u swoich adwersarzy dostrzega wyłącznie niskie pobudki, cytowanie epitetów tym razem pominę. Proszę jednak przyjąć, że to, co dla Pana jest zbijaniem "politycznego kapitaliku", dla innych może być obroną polskiej racji stanu. Pisze Pan, że za rządów PiS też za granicą mówiono o Polish camps. Zgoda, ale ja właśnie mówiłem o pustych, jak się okazało, obietnicach zmiany tego stanu rzeczy.
PiS podobno nie reaguje na działalność Pawelki i jego Powiernictwa Pruskiego. Widocznie nie słyszał Pan o Powiernictwie Polskim powstałym w odpowiedzi na te działania niemieckie. A kieruje nim senator RP z ramienia PiS, pani Dorota Arciszewska-Mielewczyk.
Muszę przyznać, że za każdym razem argument o wyciągnięciu z niebytu politycznego Eriki Steinbach przez polską prawicę wprawia mnie w zdumienie. Naprawdę uważa Pan, że prezydent i kanclerz republiki zaszczycają swoją obecnością polityków, jak Pan to ujął, czwartej ligi? O wielomilionowych dotacjach z budżetu federalnego nie wspomnę.
Przytoczę Pana słowa o polskich bohaterach: "Od wojny jest o nich głośno, ich imionami nazywamy ulice, o nich piszemy książki, oni stają się bohaterami zbiorowej wyobraźni (rotmistrz Pilecki), oni stanowią o naszej narodowej dumie". Myślenie życzeniowe, Panie Redaktorze. Przez kilkadziesiąt lat po wojnie o wielu z tych bohaterów nie tylko głośno, ale nawet cicho nie wolno było mówić. O książkach na ich temat można było pomarzyć, w zbiorowej wyobraźni w dalszym ciągu nie istnieją. Ulice do dziś nie noszą ich imion, o rotmistrzu Pileckim dopiero zaczyna się mówić, podobnie jak o generale Nilu i wielu innych.
Ci ludzie nie mają "swoich" ulic we Wrocławiu, a próba uczczenia kilka lat temu w ten sposób jedynej wówczas kobiety - generał Marii Wittek - spotkała się z odmową radnych, wspartych negatywną opinią Towarzystwa Miłośników Wrocławia. Kilka dni temu, w rocznicę śmierci rotmistrza Pileckiego, na Rynku odbyła się uroczystość połączona z pokazem filmu. Zebrało się raptem kilkadziesiąt osób, a wrocławskie gazety i radio tego w ogóle nie zauważyły. To jest obraz tej naszej zbiorowej wyobraźni.
Mówi Pan o narodowym triumfalizmie i jednoczesnym przemilczaniu win. Trudno naprawdę z tym twierdzeniem się zgodzić. Jaki triumfalizm, jeśli problemem jest właśnie brak pamięci? A z dostrzeganiem zła w nas samych nie jest tak źle, jak Pan to sugeruje. Przypomnę, że już w 1965 roku, zaledwie 20 lat po wojnie, nasi biskupi skierowali słynny list do biskupów niemieckich. A jaka była reakcja z tamtej strony? Wstrzemięźliwość to w tym przypadku raczej eufemizm.
Za antysemityzm też przepraszaliśmy i to wielokrotnie. Za akcję "Wisła" też. Gestów wzajemności niestety zabrakło. Dla Pana porównania z innymi nie mają znaczenia. Dla mnie mają, zwłaszcza w kontekście takiego "drobiazgu", jak kara śmierci za pomoc Żydom stosowana tylko w Polsce. Wykazuje Pan brak zrozumienia dla ludzi poddanych nieprawdopodobnemu terrorowi. Proszę to zestawić z powszechnie obowiązującym relatywizmem w odniesieniu do czasów PRL, ale idącym w zupełnie odwrotnym kierunku. Mówię o zjawisku sprzeciwiania się lustracji, bo przecież kapusie byli poddani tak strasznym naciskom, jak odmowa wydania paszportu.
Ucieka Pan od oceny zjawisk dziejących się w konkretnej rzeczywistości. Woli Pan mówić o wymiarze ogólnoludzkim. W sferze wartości myślę, że sporu między nami nie ma. Różnimy się tym, czy odnosimy się do traktatów filozoficznych, czy do polityki świata realnego.
Cytuje Pan Lechonia. Myślę, że nie ma nic złego w tym, że widzimy Polskę, zwłaszcza wtedy, kiedy inni widzieć jej nie chcą. Mnie w każdym razie widzenie Polski nie przeszkadza w dostrzeganiu także wiosny.
(Zdjęcie przy tekście pochodzi z Wikipedii).
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.