Scena polityczna po wyborach (Komentarze)
Czy wynik wyborczy świadczy o tym, że w następnych wyborach PO zgarnia wszystko? Wygląda na to, że Polacy tak bardzo zniechęcili się do klasy politycznej, że nie mają ochoty głosować, a jak już idą do wyborów, to wybierają to co już jest - pewnie z obawy przed nowym, nieznanym i być może jeszcze gorszym.
Czy zatem PO wygra następne wybory?
- Niekoniecznie - broni się opozycja. - Obniżkę poparcia przyniosą korekty budżetu, możliwe podwyższanie składek i podatków. Wtedy realnie poczujemy skutki kryzysu gospodarczego - przewiduje Piotr Sosiński, wiceprezydent Wałbrzycha z PiS.
A co powinien zrobić PiS oraz lewica? Zmiana przywództwa - to recepta dla przegranych?
Być może zmiana ordynacji tchnęłaby w wyborców trochę więcej wiary i optymizmu. Jeśli PO zgarnie wszystko, również fotel prezydenta RP będzie już mogła spełnić swój sztandarowy postulat, czyli Jednomandatowe Okręgi Wyborcze. I nie będzie się musiała wykręcać, że teraz nie może, bo prezydent Kaczyński zawetuje...
Dla prw.pl komentują Piotr Sosiński, Krzysztof Grzelczyk, Jan Waszkiewicz i Jarosław Kurzawa.
Krzysztof Grzelczyk: - Sądząc po frekwencji, ostatnie wybory w kategorii ważności niewiele różnią się od wyborów do rad osiedli. Zgodnie jednak z przewidywaniami, ocena ich wyników budzi o wiele większe emocje.
Był to bowiem swoisty test dla partii funkcjonujących w polityce krajowej, a zwłaszcza dla dwóch największych. Wyniki tylko nieznacznie różniły się od ich sondażowego poparcia, mimo wahań, w zasadzie niezmiennego od miesięcy. Co ciekawe, niska frekwencja tych tendencji nie zachwiała.
Można przyjąć, że tylko tzw. twarde elektoraty stawiły się 7 czerwca przy urnach. Czy pozostałe 75 proc. uprawnionych do głosowania akceptuje wynik wyborczy? Czy wśród niegłosujących proporcje poparcia dla poszczególnych partii rzeczywiście są takie, jak czytamy w komunikacie PKW? A może ta milcząca większość oczekuje innych propozycji?
Politycy muszą zadać sobie takie pytanie i znaleźć na nie odpowiedź.
Nie wystarczy powiedzieć, że kampania była źle prowadzona, czy też, że listy kandydatów mogły inaczej wyglądać. Niezależnie od trafności wielu uwag, problem nadal pozostaje nierozwiązany. Zmiana ordynacji na większościową przy okręgach jednomandatowych też nie będzie cudownym lekarstwem. Posłużę się przykładem Wielkiej Wyspy i spostrzeżeniem Łukasza Medekszy, że nawet tam, w swoim mateczniku, Huskowski przegrał z Protasiewiczem.
Dla popierających PO był to w praktyce wybór między tymi dwoma kandydatami. Jeden to znany im od lat ich sąsiad, kiedyś wiceprezydent i prezydent tego miasta, senator i poseł, a do tego sympatyczny facet. Drugi to typowy aparatczyk, bez większego dorobku (odsyłam do rozmaitych rankingów europosłów), człowiek, któremu zdarzało się publicznie przepraszać oponentów z powodu agresywnego języka, który zapisał się w historii również tym, że w PE głosował przeciwko przyjęciu uchwały dotyczącej uznania bohaterstwa rotmistrza Pileckiego. Jeśli ten drugi wygrywa z pierwszym, to mogę tylko współczuć elektoratowi Platformy.
Podzielam też pogląd, że przegranym w tych wyborach jest również „prezydent wszystkich kandydatów”. Okazało się, że zdjęcie z Dutkiewiczem nie ma żadnej siły sprawczej w starciu z partyjnymi machinami wyborczymi. Może to zachęcić partie polityczne do większej odwagi przed przyszłorocznymi wyborami samorządowymi.
Obawiam się jednak, że w partiach żadnej głębszej refleksji nie będzie.
Założone cele zostały bowiem osiągnięte: przewidywany poziom poparcia został utrzymany, poza nielicznymi wyjątkami, tzw. miejsca biorące okazały się rzeczywiście biorącymi. I oby do następnych wyborów, bez zaprzątania sobie głowy trudnymi pytaniami. Przypomina mi się anegdota z Aleksandrem Kwaśniewskim w roli głównej. „A dobro Polski, Panie Prezydencie? – Jaki Dobropolski, nie znam go”.
Jan Waszkiewicz: - Ja nie wiem czy i co obnażają wybory do PE. Jeśli spojrzymy na te poprzednie, to pokazały one, że Polacy mają jakieś wyobrażenie o tym, kto powinien ich reprezentować na zewnątrz - stąd na przykład ogromna nadreprezentacja ludzi z PD, która niedługo potem zapadła się w nicość. Nieżle były też reprezentowane inne twory polityczne, po których słuch zaginął. Bałbym się wyciągać jakiekolwiek wnioski na podstawie tego głosowania, w którym zapewne biorą udział niekoniecznie ci sami ludzie, którzy pofatygują się do urny przy innej okazji.
Natomiast wybory te dowodnie pokazały słabość naszej politycznej elity i jej intelektualną niemoc jeśli chodzi o problemy europejskie. Ze świecą można było szukać wypowiedzi, które dotyczyły problemów dyskutowanych w Europie i do niej się odnoszących. Dużo za to było paplania o sprawach lokalnych i wewnętrzynych Polski, do których Unia nie ma powodów (i oby nigdy nie miała!) się mieszać.
Tak, jak wchodząc do Unii nie potrafiliśmy wyartykułować żadnych oczekiwań pod jej adresem poza tandetnym powoływaniem się na europejskie pieniądze - tak i dziś niewiele więcej mamy do powiedzenia. Co gorsze, ciągniemy to nieporozumienie dalej.
Słyszę ciągle głosy o szansach Buzka na przewodniczenie PE, a nic o tym, po co nam to właściwie (chodzi pewnie jeno o zdobienie czoła - jak o czym innym napisał Słowacki). Jest to taka sama emocjonalna farsa jaka była ze stanowiskiem dla Sikorskiego (i nie zdziwię się, jeśli z takim samym skutkiem) czy - równolegle - ze stołkiem dla Cimoszewicza.
Dalibóg, nie wiem, w co my tam gramy, co chcemy osiągnąć, w jakiej Unii uczestniczyć itd. I to właśnie obnażyły te wybory.
Piotr Sosiński (wiceprezydent Wałbrzycha, PiS): - Wybory pokazały stabilizację sceny politycznej i brak zainteresowania nowymi tworami politycznymi. Mało kto skusił się np. na nowe wcielenie Romana Giertycha, czyli Libertas i lewicy spod znaku SDPL, czyli Centrolewicę.
Poparcie dla PO nadal jest dość wysokie, ale przy tak mocnym wsparciu mediów trudno było o jakąś zmianę.
Obniżkę poparcia przyniosą dopiero korekty budżetu, możliwe podwyższanie składek i podatków. Wtedy realnie poczujemy skutki kryzysu gospodarczego.
Drogą dla PIS jest dalsze punktowanie błędów ekipy rządzącej i przygotowywanie mocnych list na wybory samorządowe. Zmiana przywództwa to motyw wymarzony jedynie przez największych przeciwników PiS, m.in. Gazetę Wyborczą. Ale przeciwnicy życzą nam jak najgorzej. Trudno sobie wyobrazić PiS bez przywództwa Jarosława Kaczyńskiego.
Jarosław Kurzawa, PSL: - Wybory do europarlamentu są dość specyficzne, o bardzo niskiej frekwencji, gdzie trudno poderwać tych, którzy idą głosować przeciw. Są to wybory chyba jedne z niewielu w naszym Kraju, w których idziemy głosować za, przeciwnicy zostają w domu. Atmosfera kampanii wyborczej raczej zniechęcała do pójścia niż promowała pozytywną postawę obywatelską, z tego też względu uzyskany wynik 24,53 proc. jest wręcz zaskakujący, wielu komentatorów wskazywało wynik grubo poniżej 20 proc.
Rozbicie po lewej stronie za bardzo nie zaszkodziło SLD, natomiast niewątpliwie cała formacja lewicowa straciła minim 3 proc. nie wliczając jeszcze w to premii jednościowej. PiS -owi trudno będzie uzyskać taki wynik w wyborach do parlamentu krajowego z racji wyższej frekwencji, sam Jarosław Kaczyński po ostatnich wyborach do Sejmu stwierdził, że wysoka frekwencja jest przyczyną porażki PiS-u.
Wieś, pomimo że najbardziej skorzystała z przynależności Polski do UE została w domu, co od razu przełożyło się na niskie tylko 7 proc. poparcie dla PSL-u.
Nie liczyły się ugrupowania o małym zapleczu politycznym, a już wręcz należy określić mianem porażki debiut partii Libertas widać, na całe szczęście, że wsparcie milionera i telewizji publicznej nie gwarantują poparcia społecznego.
W tym przypadku po raz kolejny sprawdziło się powiedzenie – kto ma media ten przegrywa wybory.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.