Bohemian Rhapsody ma już 40 lat (ZOBACZ WIDEO)
W roku 1975 r. zakończył się konflikt w Wietnamie, na ekrany kin wchodzą „Szczęki” Spielberga, a w Chorzowie w ramach eliminacji do mistrzostw Europy, polska reprezentacja w piłce nożnej pokonuje Holandię, czyli aktualnego wicemistrza świata, 4 - 1.
Tymczasem w walijskim studiu nagraniowym Rockfield, Queen pracują nad swoim czwartym albumem. Albumem, jaki ma uratować zespół przed zapaścią finansową, i jak wspominał po latach Brian May, faktycznym rozwiązaniem grupy.
Sytuacja wyglądała bowiem tak, że mimo szeregu koncertów, 3 wydanych płyt, status finansowy zespołu doskonale oddawał przymiotnik: marny. Dotychczasowy manager, Norman Sheffield zostaje zastąpiony przez Johna Reid'a (opiekował się też karierą Eltona Johna). Reid ma dla muzyków krótki przekaz „Chłopcy, sprawy finansowe są od tego momentu na mojej głowie, wy macie tylko nagrać najlepszy album w waszej karierze”. Album będzie nazywał się "A Night at the Opera".
Dotychczasowe wydawnictwa: "Queen", "Queen II", "Sheer Heart Attack", to przedsięwzięcia ambitne, które zdołały wyrobić u słuchaczy ale i krytyków muzycznych etykietkę przebojowego hard rocka z wyraźnym piętnem rocka progresywnego. Ale o szturmowaniu list przebojów nie było mowy.
"Liar" - 2 singiel zespołu (luty 1974 r.) |
"Ogre battle" - Queen II (marzec 1974 r.) |
Holland Road 100, Londyn (na zdjęciu obok). To tutaj na skrawkach gazet, kartkach, wyrwanych naprędce fragmentach książki telefonicznej, Freddie Mercury komponuje utwór jaki stać ma się lokomotywą pociągową nowego wydawnictwa ale i przyszłych losów jednego z największych zespołów w historii. Nie dowiemy się nigdy, czy jego determinacja, upór i pewność siebie już wtedy zakładały scenariusz sukcesu. Pewnym natomiast jest to, że to od początku do końca była jego kompozycja, że na jej kształt bardzo duży wpływ miała Liza Minnelli i piosenki jakie zaśpiewała w „Kabarecie” Boba Fosse'a. Wiemy też, że Mercury i jego zdecydowanie co do kształtu Cygańskiej Rapsodii sprawiło, że Roy Thomas Baker jaki produkował album, mimo początkowego sceptycyzmu, był zachwycony efektem finałowym.
Ale sceptycyzm Bakera był jak najbardziej usprawiedliwiony. W końcu do skromnego intro śpiewanego a capella, dołożono trzygłosową partię operową Mercury-May-Taylor (John Deacon nigdy nie był przekonany do barwy swojego głosu), jaka powstała po nagraniu 200 osobnych ścieżek wokalnych, oraz krótkie ale o wydźwięku niemalże heavy metalowym, gitarowe crescendo Maya w finale kompozycji. Ale Królewska Noc w Operze musiała być perfekcyjna.
Rzućmy teraz okiem na brytyjską listę przebojów i na to kto na niej królował w 1975 r. Rod Stewart, David Essex, Mud, Bay City Rollers, Art Garfunkel... Jednym słowem krótkie i proste popowe piosenki. Kiedy Mercury upierał się, żeby to 6 minutowe "Bohemian Rhapsody" pilotowało nowy album – konsternacja managera, opory wytwórni EMI mogły być jak najbardziej zrozumiałe. Teoretycznie szanse na to, żeby Queen z tak długim i zagmatwanym muzycznie tematem zdobył szczyt listy, były niewielkie. I kto wie jakby potoczyły się dalej losy tej kompozycji, całego albumu "A Night at the Opera" oraz dalsza kariera zespołu, gdyby Mercury nie wyciągnął asa z rękawa. Kartą atutową okazał się Kenny Everett, poznany kilkanaście miesięcy wcześniej przez wokalistę, prezenter popularnego w całym kraju Capital Radio 1. A pamiętać trzeba, że lata 70 – te stanowiły złotą erę dla DJ-ów radiowych, jacy autorytarnie wyznaczali trendy w tamtym czasie – muzyka grana na antenie musiała być dobra – koniec i kropka. Everett 14 razy w ciągu jednego weekendu zaprezentował "Bohemian" - słuchacze byli zachwyceni. Co innego szefowie EMI, ale musieli ugiąć się wobec nieprzejednanej postawy zespołu. Końcem października singiel trafia na sklepowe półki.
Okładka brytyjskiego singla wydanego 31 października 1975 r. (yt)
Na swój pierwszy numer jeden Queen czekali pięć lat. 22 listopada na pierwszym miejscu brytyjskiego zestawienia przebojów zadebiutował brytyjski komik Billy Connolly, który sparodiował znaną piosenkę country autorstwa Tammy Wynette, "D.I.V.O.R.C.E.". Connolly zaledwie tydzień był na szczycie listy. 29 listopada 1975 r. na miejsce pierwsze wskoczyło "Bohemian Rhapsody" i nie oddało go przez najbliższe 9. W jak dużym stopniu pomógł tutaj pamiętny teledysk (zrealizowany w niespełna 4 godziny!), który podobnie jak okładka 2 albumu zespołu, w sporej części stylizowany był na zdjęciu Marleny Dietrich z filmu "Shanghai Express" – trudno powiedzieć.
Pewnym natomiast jest to, że "Bohemian Rhapsody" łamiąc wszystkie reguły typowej piosenki: nie posiada refrenu, tytuł ani razu nie pojawia się w tekście, a cudaczna barokowa forma zawiera fragment operowy z włoskimi wstawkami, co do doboru których językoznawcy łamią sobie głowę od lat; zapewniło sobie miejsce w historii, a po 40 latach nadal postrzegamy Cygańską Rapsodię jako opus magnum Queen, które mimo tylu lat ani na jotę się nie zestarzało.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.