Mark Lanegan w Radiu Wrocław Kultura (POSŁUCHAJ)
Posiadacza tego szorstkiego barytonu nie sposób pomylić z nikim innym. Hipnotyzujący, wysuszony głos i spojrzenie, jakie świdruje i z magnetyczną siłą przybija do odbiornika.
Laneganowi nie dane było zasmakować łatwego życia. Jako nastolatek pochodzący z dysfunkcyjnej rodziny, miał poważne problemy z narkotykami, co skończyło się dla niego odsiadką w więzieniu i odwykiem. I podobnie jak Nolanowskiego Jokera, co go nie zabiło, uczyniło go...dziwniejszym. Z jednego nałogu wpadł w kolejny, tym razem jednak na dobre. Muzyka. To w niej postanowił skondensować wszystkie swoje strachy i nadzieje. Początkiem był zespół Screaming Trees, który założył wraz z braćmi Conner w połowie lat 80 – tych, w małej miejscowości Ellensburg. Ellensburg, to ważne nie tylko z geograficznego punktu widzenia, leży niespełna 200 km od Seattle, miejsca które za moment stanie się muzyczną stolicą Stanów. To z tamtejszą sceną i dziś legendarną już wytwórnią Sub Pop, związali się muzycy Screaming Trees.
Lanegan wraz z kolegami nie powtórzył sukcesów pierwszych podopiecznych Sub Pop jakimi byli Kurt Cobain i Chris Cornell oraz ich kapele. Rekompensował sobie to raczkującą z wolna karierą solową oraz przyjaźnią i współpracą z muzykami Nirvany, Soundgarden, Pearl Jam i Alice in Chains. Zresztą, z gitarzystą i wokalistą dwóch ostatnich będzie grał przecież w Mad Season. A wracając do dwóch pierwszych, Cornell wyprodukował płytę „Uncle Anesthesia” Screaming Trees, z kolei Cobain... Kiedy Nirvana kończyła swój występ w ramach MTV Unplugged a Cobain zaintonował standard Leadbelly'ego „When did you sleep last night”, nie było to jego pierwsze podejście do tego klasyka. Musimy się cofnąć do grudnia 1989 r. kiedy wraz z Kristem Novoselicem wspomagali Lanegana podczas jego pierwszej solowej próby.
Kiedy Screaming Trees rozpadli się ostatecznie w 2000 r., Lanegan miał już na koncie 4 albumy solowe, gdzie obok własnej twórczości popisał się również w pełni frapującymi interpretacjami repertuaru Tima Hardina, Bucka Owensa czy Bookera T. Jonesa. Lista jego muzycznych inspiracji sięga jednak zdecydowanie dalej. Perspektywa dołączenia do Josha Homme'a i jego Queens of The Stone Age była więc naturalną koleją rzeczy, bo jak sam niezmiennie przyznaje: „Moje kryteria są proste – jeśli ktoś chce ze mną coś nagrać i ta muzyka do mnie pasuje – robimy to”.
Artysta ma kilka dopełniających się wcieleń. Jest więc w jego twórczości i zgiełk mięsistego, pustynnego rocka (QOTSA), pulsujący emocjami miks elektroniki i gospel (Soulsavers) czy też wysmakowane duety z PJ Harvey, Isobel Campbell, Wendy Rae Fowler.
"Muzyka nauczyła mnie pokory – nigdy nie wiesz kiedy spłynie na ciebie natchnienie. Gdybym odkrył jak to wszystko działa, pewnie nie chciało by msi się tego dalej robić."
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.