Uratowali jelenia, który ugrzązł w mule na dnie zalewu (ZDJĘCIA)
Pan Jarosław wybrał się w niedzielę na spacer brzegiem pilchowickiej "Patelni", czyli wędkarskiej "miejscówki" na tym ogromnym jeziorze. Fotografował odsłonięte dno zbiornika. - Obniżenie poziomu wody na jeziorach zaporowych wiąże się zwykle z odsłonięciem wypełniających dno namulisk. To śmiertelna pułapka zarówno dla ludzi jak i zwierząt - opowiada. Miał już wracać do samochodu, kiedy go dostrzegł...
- Gdyby się nie poruszył prawdopodobnie nawet bym na niego nie zwrócił uwagi. Wśród patyków i śmieci, niemal cały pogrążony w mule, był prawie niewidoczny, zlany z tłem, brudny. Strach przed człowiekiem wyzwolił w nim resztki sił, a jednocześnie dał mu szansę na ratunek. Jeleń był na skraju wyczerpania - relacjonuje. Skąd się tam wziął? Pan Jarosław przypuszcza, że chciał się napić wody i możliwe, że spłoszyły go psy lub "crossowcy".
O pomoc poprosił kolegów żeglarzy z SK "Horyzont". Pół godziny później były już trzy osoby, potem pojawiły się jeszcze dwie i wyposażeni w linę zaczęli wyciągać wyczerpane i przerażone zwierzę. - Początkowo reagowało nerwowo na obecność ludzi, ale po chwili, prawdopodobnie wskutek zmęczenia uspokoiło się i pozwoliło zarzucić sobie linę na poroże - opowiada dalej pan Jarosław.
Gdy go wreszcie wyciągnęli na twardy grunt, okazało się, że jeleń jest zbyt słaby, żeby stanąć na nogach. Próbował, ale po chwili się przewracał. Ktoś rzucił wtedy pomysł, by dać mu wody, jakoś napoić, wlać do pyska. - Poszedłem po wodę bez przekonania. Dzikie zwierzę, w strachu ... nawet nie zareaguje, a być może się zachłyśnie i źle się to skończy.
Ale było inaczej. Gdy tylko poczuł wodę, otworzył pysk, złapał za butelkę i ssał jak małe dziecko. - Nie mogliśmy uwierzyć ! Wypił jedną butelkę, potem drugą. Zaczął "współpracować". Być może, że to właśnie go uratowało...
Zapadał zmierzch, ale temperatura nie spadała. Nadal było ok. 30 stopni. A akcja trwała nadal. Na pomoc wezwali ochotniczą straż pożarną i myśliwych. - Dalszą akcję koordynował Łowczy Koła Łowieckiego "Hubert" z Gryfowa Śląskiego Kol. Wojciech Polański. Wieczorem na miejsce dojechali myśliwi z kół "Hubert" i wrocławskiej "Gwardii" i wspólnie z kolegami z "Horyzontu" przetransportowali zwierzę na samą górę skarpy, nad "Patelnię". Tam jeleń pozostał na noc.
Niestety rano okazało się, że jeleń zsunął się ze skarpy i trzeba było go transportować ponownie. Na miejsce przyjechał również weterynarz. W końcu byk trafił jednak pod ludzką strzechę. Przewieziono go do Pasiecznika i choć początkowo miał zostać na leśnej polanie, ostatecznie jednak, ze względu na psy z zagrody, został zamknięty w oborze.
- On prawie je z ręki. Zaufał ludziom, pogodził się z tym, że są tak blisko - cieszy się Jarosław Krempa. Jak dodaje, jest w stałym kontakcie z łowczymi, którzy opiekują się jeleniem. - Teraz czekamy, co będzie dalej. Jest jeszcze bardzo słaby.
Potwierdza to Wojciech Polański, który koordynował całą akcję. - Słaby jest. Je, pije. W poniedziałek już stał na nogach, ale teraz znów nie może się utrzymać. Ma chyba przetrącony badyl [dop. red. - jedną z kończyn]. I rzeczywiście, niemal je z ręki. Nie ma siły zachowywać się jak wolne zwierzę. Chcemy dać mu 2-3 dni. Jeśli się sam nie podniesie, znów wezwiemy lekarza. Ale walczy. Jesteśmy dobrej myśli.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.