300 lat temu wandale wydrapali nazwiska, dziś to zabytek
"Tu byłem Heniek", "Kazik kocha Jolkę" - tego typu napisy wyryte na różnych zabytkach zwykle traktujemy jako przejaw barbarzyństwa. A jak potraktować takie napisy, jeśli powstały przed wiekami? To nie jest pytanie hipotetyczne. W Legnickiej Akademii Rycerskiej akty wandalizmu traktowane są jak... zabytki.
Gabinet dyrektora Legnickiego Centrum Kultury mieści się budynku Akademii Rycerskiej. Grzegorz Szczepaniak często otwiera okno i spogląda na litery wyryte w kamiennym parapecie.
- To co udało się studentom Akademii Rycerskiej 300 lat temu, dziś mogłoby mieć przykre konsekwencje - podkreśla podinspektor Sławomir Masojć z legnickiej komendy policji.
I choć von Wienskowski i jego koledzy przed stuleciami pewnie z duszą na ramieniu drapali swoje nazwiska w parapecie, to dziś mogliby być dumni ze swojego dzieła. Grażyna Litwin z Urzędu Miasta w Legnicy
Jak się okazuje nie pierwszy to tego typu przypadek w Legnicy. Wprawne oko może wychwycić podobne napisy w jednej z wież Zamku Piastowskiego - podkreśla Leszek Dobrzyniecki, szef tutejszej delegatury konserwatora zabytków.
Obiektu i konkretnego człowieka. Dwaj historycy miejscy właśnie rozpoczęli poszukiwania informacji o rodzie von Wienskowskich. Chcą ustalić kim był chłopak, który trzy wieki temu wydłubał swoje nazwisko na parapecie.
Zaczęło się od plemienia Wandalów, którzy łupiąc Rzym wyrywali żelazne klamry spinające kamienne konstrukcje budynków, co powodowało ich zawalenie. Dziś mianem wandalów określamy tych, którzy najczęściej bez żadnego powodu lub z błahych pobudek niszczą to, co spotkają na swej drodze. Jak widać, są jednak sytuacje, gdy wandal Wandalowi nierówny. |
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.