Wójt kontra rolnik, czyli wojna o miedzę i zatrute uprawy
To nie awantura, a prawdziwa wojna o miedzę. Rolnik Andrzej Krowicki od lat dzierżawił ziemię we wsi Piersno koło Środy Śląskiej od swojego sąsiada. Kiedy właściciel umarł, o pole upomniał się spokrewniony z nim wójt Kostomłotów - Stanisław Wicha. Jednak rolnik, mając ważną umowę dzierżawy, zapowiedział, że ziemi nie odda. Sprawa trafiła do sądu. Krowicki wygrał, więc wójt znalazł inny sposób na to, by pozbyć się dzierżawcy - warte 100 tysięcy zł uprawy spryskał środkiem, który doszczętnie je zniszczył. - Nikt nie jest w stanie pojąć, jak można tak postąpić - opowiada poszkodowany Andrzej Krowicki.
Jak mówi ekspert ds. rolnictwa, który został wezwany na miejsce, zabieg był przeprowadzony niechlujnie i wskazywał na pośpiech. Niektóre fragmenty były pominięte, a ciągnik - zamiast po ścieżkach technologicznych - wjechał w pole na przełaj. Wynikiem tego były ślady widoczne nawet z boku, które zwróciły uwagę przejeżdżającego obok dzierżawcy. Mężczyzna zorientował się, kto opryskał uprawy, kiedy na ulicy mijał go ciągnik wójta. Na miejsce została wezwana policja. Stanisław Wicha przyznał się do winy. Dodaje, że jego zdaniem rolnik nie miał prawa do ziemi. - Czy to samosąd? Ciężko powiedzieć, ale nie było innego wyjścia - tłumaczy:
Wicha przyznał się do spryskania pola. Funkcjonariuszom przedstawił swoją wersję umowę dzierżawy, na podstawie której pole uważał za swoje. Policji powiedział, że Krowicki użytkował je bezprawnie. Tę samą wersję przedstawił w oświadczeniu dla Radia Wrocław, mówiąc że nie wie o żadnej umowie zawartej z żoną zmarłego. Sprawę bada prokuratura.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.