W uzdrowisku leją wodę za darmo (POSŁUCHAJ)
Tuż obok domu zdrojowego, w takiej specjalnej budce, widać wielki słój z wodą, w którym bulgoczą bąble gazu. - Ta woda wypływa z podziemnego źródła bez użycia jakiejkolwiek pompy – mówi burmistrz Świeradowa Zdroju Roland Marciniak. - Jest naturalnie nasycona dwutlenkiem węgla, który w tym właśnie słoju bulgocze.
Uwalniany gaz docelowo ma służyć do zabiegów leczniczych w uzdrowisku, na razie jednak wykorzystywana jest sama woda, która trafia do trzech tzw. pijałek. To studnie z kranami, z których cały czas cieknie lub kapie woda.
- To świetny pomysł. Ta woda pomaga na urodę i migreny – mówi Lucyna Nowaczyk, kuracjuszka, która przyjechała z Chojnowa. - Moim zdaniem nie ma różnicy między tą wodą, której można się napić na ulicy, a tą, która jest sprzedawana w uzdrowisku, w pijalni.
Jej mąż Henryk dodaje, że różnica jest jedna, podstawowa. Ta woda w studniach przy deptaku jest bezpłatna i korzysta z niej więcej ludzi niż z płatnej. - Nikt tu nie przychodzi z wiadrami – tłumaczy burmistrz Marciniak. - W tych trzech studniach płynie około 200 litrów wody na godzinę.
Cały system to efekt kooperacji kilku instytucji. Wybudowanie studni kosztowało około 250 tysięcy złotych, z których część pochodziła ze środków Unii Europejskiej. Techniczne rozwiązania opracowali naukowcy z Politechniki Wrocławskiej, wodę wydobywa zaś i sprzedaje miastu Uzdrowisko Świeradów, które ma odpowiednią koncesję, a samorząd następnie udostępnia tę wodę bezpłatnie.
- Przecież kuracjusze wnoszą opłatę klimatyczną, a mieszkańcy i przedsiębiorcy płacą podatki – tłumaczy burmistrz Świeradowa Zdroju. - Dlatego powinni korzystać z tutejszego powietrza i wody już bez dalszych opłat. Można spacerować po deptaku nabierając wody to w jednym to w drugim ujęciu, odwiedzać sklepy i po prostu korzystać z faktu przebywania czy mieszkania w uzdrowisku.
Na spragnionych czekają w Świeradowie trzy bezpłatne studnie: męska, zeńska i Flinsa czyli nazwana od imienia dawnego bóstwa, od którego Świeradów miał wziąć niemiecką nazwę Bad Flinsberg. Istnienia kultu Flinsa nigdy nie potwierdzono, ale nazwa pozostała. Być może dlatego mieszkańcy między sobą nazywają ją po męskiej i żeńskiej studnią gender. We wszystkich jest ta sama woda, która smakuje bardziej jak szczawa niż mineralna ze sklepu, bo jest w niej wielka ilość związków żelaza i innych pierwiastków.
Turystom jednak bezpłatna woda bardzo odpowiada. Trzeba mieć tylko własny kubek, albo tzw. pijałkę, by ze studni wygodnie skorzystać.
- Tak kiedyś było w uzdrowiskach, że lecznicza woda była za darmo – mówi Henryk Nowaczyk. – Może do tego wrócimy.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.