Po kampanii - choćby potop! (PORANNY PRZEGLĄD PRASY)
Profesor Stanisław Gomułka - główny ekonomista business Center Club załamuje ręce w Super Expressie, bo nie ma takiej możliwości, by spełnić wyborcze obietnice kandydatów na prezydenta. Rzeczpospolita pisze dzisiaj wręcz o festiwalu wyborczych obietnic. Festiwal, Niagara, potop, tsumani. huragan - każda nazwa jest niewystarczająca. Rywale nie liczą się z finansowymi realiami. Andrzej Duda tak się rozkręcił, że obiecuje kiełbasę wyborczą za 300 mld złotych. Tu wspomnę nieśmiało i mimochodem, że w budżecie Polski na rok 2015 zapisano dochody na poziomie około circa about 297 mld. W Kancelarii Prezydenta urzędującego aż furczy: inicjatywa ustawodawcza za inicjatywą. Po referendum przyszedł czas na - jak to się ładnie mówi - nadanie ludzkiej twarzy reformie emerytalnej.
"40 lat minęło jak jeden dzień (...) kandydat w krąg roztacza uroki swe i prosi, żeby brać" - śpiewał tak, lub podobnie Andrzej Rosiewicz. Gazeta Wrocławska pisze, że rząd jest zdezorientowany, bo nic nie wie o kampanijnym pomyśle sztabowców Bronisława Komorowskiego. Tu jeszcze raz wspomnę nieśmiało i ponownie mimochodem, że w sztabie wyborczym inicjatywnego prezydenta jest minister od tych spraw czyli pan Władek Kosiniak-Kamysz. Takie są skutki gorączkowego poszukiwania paru procent elektoratu. Można powiedzieć, że dla krótkotrwałego zysku kandydaci zastawili rozsądek w lombardzie i nadal nerwowo rozglądają się za chwilówką, może być paskarsko - lichwiarska.
Słyszą państwo, że coś dźwięczy? To hak uderza o hak. Gazeta Wyborcza ma dziś tytuł: "Przekręt Dudy?" Na końcu jest znak zapytania, ale sugestię mamy jak na talerzu. Wyborcza pisze, że Andrzej Duda przez 4 lata pracował na prywatnej uczelni w Poznaniu bez zgody Uniwersytetu Jagiellońskiego, w którym ma urlop bezpłatny. Był wtedy posłem i europosłem. Dorobił do poselskich pensji niemal 300 tys. zł. Wyborcza rozmawiała z przełożonym uniwersyteckim kandydata, profesorem Janem Zimmermannem. Mówi on o swoim podwładnym źle. Twierdzi, że pozostaje na urlopowanym etacie za 2 tys. złotych tylko po to, by móc powiedzieć: "jestem wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim".
Taki jest stan rzeczy na dwanaście godzin z kwadransem przed rozstrzygającą telewizyjną debatą obu kandydatów. Ostateczną, bo jutrzejszej Kukizowej nie będzie. Tylko frajer zgodziłby się na wiec w niekoniecznie przyjaznym otoczeniu tuż przed ciszą wyborczą, kiedy już nic odkręcić się nie da.
Rzeczpospolita pisze, że podczas pierwszej debaty, w samej Warszawie, zużycie wody spadło o 2 miliony litrów. Oczywiście mowa jest o wodzie w kranach. Z telewizorów lała się i lać się będzie bez umiaru.
Do usłyszenia się z Państwem...
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.