Nieprawidłowe zaświadczenia o zdolności do służby?
Centrum ma podpisaną umowę na przeprowadzanie badań okresowych z przychodnią AAVITA, jednak blisko 200. wojskowych przez kilka lat skorzystało z "badań" u doktor Jadwigi W. Kobieta przyjmowała żołnierzy we własnym mieszkaniu i za kilkadziesiąt złotych podpisywała dokumenty.
- Kadrowi o wszystkim wiedzieli - mówi, proszący o nie ujawnianie jego danych osobowych, oficer, z którym rozmawiał portal www.prw.pl. - Jeden z żołnierzy opowiadał mi, że kontakt (do Jadwigi W. przyp.red.) dostał od pana personalnego, który mu nawet wręczał skierowanie do przychodni, jednocześnie dając kontakt do tej lekarki. Mówił, że może tam przejść kontrolę bez badań – relacjonuje oficer. A jak wyglądało „badanie”? - To była zwykła formalność, wizyta polegała na tym, że przekazywał kwotę, a ona wypisywała zaświadczenie na kilka lat zdolność do służby - mówi nasz informator.
Żołnierz drąży temat
Czy o problemie wiedział komendant Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych? W oficjalnych notatkach nie ma takiej informacji, ale portal www.prw.pl dotarł do rozmowy płk Andrzeja Dutki, która odbyła się w obecności innego oficera, ze zgłaszającym nieprawidłowości żołnierzem.
Na nagraniu słyszymy jak mężczyzna tłumaczy na czym polega proceder nielegalnych badań. Jednocześnie zaznacza, że nie poruszył problemu w formalnym zawiadomieniu. Szef jest oburzony - „To k...a trzeba było poruszyć ten temat”. Jednocześnie podkreśla, że powstaje z tego obraz, jakoby centrum było "siedliskiem zła i patologi". Żołnierz drąży dalej: "Ale coś z tym trzeba zrobić". I słyszy z ust pułkownika: "Ty mnie nie denerwuj chłopie, bo..."
We wcześniejszych fragmentach, gdy żołnierz mówi o różnych innych nieprawidłowościach słychać: "Co pan jest jakimś śledczym?!?", czy "Obrał pan złą drogę, to się może różnie skończyć dla pana".
Efektem tej rozmowy było powołanie przez komendanta wewnętrznej komisji, która miała zbadać podejrzenia o różnych nieprawidłowościach.
W notatce o badaniach nic nie ma
Co na to Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych? Przyznaje, że komisja powstała. - Jej członkowie mieli zbadać zgłoszone pisemnie i ustnie nieprawidłowości, ale nie było tam wątku dotyczącego badań lekarskich. Działaliśmy na podstawie dostarczonych dokumentów, oraz notatki służbowej sporządzonej po spotkaniu żołnierza zgłaszającego nieprawidłowości z płk Andrzejem Dutką, komendantem Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych - relacjonuje rzecznik prasowy centrum kpt. Jarosław Kumala.
Pytamy co w przypadku jeśli w notatce służbowej celowo nie znalazł się zapis o sprawie nieprawidłowych badań lekarskich? Co grozi za zatajenie takich informacji i nie wpisanie ich do oficjalnej dokumentacji ze spotkania? Kapitan Kumala nie udziela odpowiedzi na te pytania. Dodaje jedynie, że zgłaszający problem żołnierz też miał możliwość korekty treści notatki,ale nie zrobił tego. Efektem pracy trzyosobowej komisji, w której skład wchodził także kpt. Kumala, było uznanie wniosku o nieprawidłowościach za bezzasadny.
Śledztwa raczej nie będzie
Ewentualne nieprawidłowości z badaniami lekarskimi skontrolowała jednak prokuratura wojskowa. Oficer zgłaszający problem został przesłuchany, podobnie jak inne osoby, korzystające z usług doktor Jadwigi W. - Badaliśmy sprawę, ale nie mamy dowodów, że kadrowi wiedzieli o problemie. Najprawdopodobniej odmówimy wszczęcia postępowania karnego - mówi Prokurator Garnizonowy płk Longin Kulik. Sprawa nie jest jednak taka oczywista.
Nasz informator twierdzi, że świadkowie byli zastraszani przez żandarmerię wojskową. - Nie było spisywanych żadnych protokołów, tylko słyszeli, że pracują bez ważnych badań i są zagrożeni zwolnieniem – mówi. To jego zdaniem miało sugerować, że warto sprawę wyciszać. Jednak prokurator problemu tu nie widzi, bo jak mówi nic o takich praktykach mu nie wiadomo. Płk Kulik dobitnie zaznacza też, że nie widzi łamania prawa w tym, że kadrowi przyjmowali dokumenty podpisane przez lekarza, który nie pracuje w przychodni AAVITA. A przypomnijmy - centrum ma podpisaną umowę właśnie z tą firmą.
Lekarz pracował.... incydentalnie
Z tematem trafiamy do Jarosława Tomczyka, szefa Dolnośląskiego Wojewódzkiego Ośrodka Medycyny Pracy. To właśnie tu powinni być zgłoszeni wszyscy lekarze pracy pracujący na terenie województwa. Jarosław Tomczyk nie ma wątpliwości, że przyjęcie przez kadrowych okresowych badań z innego ośrodka niż wskazuje na to umowa to złamanie prawa. - Takie badanie jest po prostu nieważne – mówi wprost.
Pomaga też rozwikłać zagadkę Jadwigi W. - Pani doktor była zarejestrowana ze swoim prywatnym gabinetem, ale 1 października 2004 roku wpłynęło zawiadomienie o zaprzestaniu działalności profilaktycznej - tłumaczy Tomczyk. Z kolei 5 maja 2009 roku wpłynęło pismo z Wrocławskiego Centrum Zdrowia przy ulicy Podróżniczej, że pani W. wykonuje dla nich badania profilaktyczne.
Przychodnia ma obowiązek zgłosić, gdy rozpoczyna i kończy współpracę z danym lekarzem. Jednak pani Jadwiga W. została wypisana z rejestru, dopiero gdy sprawą zainteresował się portal www.prw.pl.
„Współpraca z Panią Doktor odbywała się wyłącznie incydentalnie na zasadzie umów cywilno - prawnych w sytuacji absencji naszego personelu. Ostatni raz udzielała świadczeń w 2013 roku" – czytamy w oświadczeniu przesłanym przez Wrocławskie Centrum Zdrowia. W piśmie tłumaczy też, że że spóźniona o dwa lata korekta, to niezamierzone działanie, a efekt "zamknięcia Poradni Medycyny Pracy w jednej z naszych przychodni".
Prokuratura Wojskowa przekaże wątek dotyczący Jadwigi W. cywilnym organom. Co do dyscyplinarnych konsekwencji wobec żołnierzy, te może wyciągnąć jedynie szef Centrum płk Andrzeja Dutka. Jego rzecznik tłumaczy, że komendant czeka na oficjalne pismo prokuratury. Nasz informator poprosił o kontrolę także Ministerstwo Obrony Narodowej, zawiadomił też policję. Myśli o przeniesieniu się do innej jednostki. Z doktor Jadwigą W. mimo wielu prób nie udało nam się skontaktować.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.