Recenzje Iana Pelczara: ZABÓJCY BAŻANTÓW ***
Fani skandynawskich kryminałów chcieliby czasem zabutelkować atmosferę z kart powieści, by móc w całości przelać ją na ekran kinowy. Pod tym względem adaptacje prozy Jussiego Adlera-Olsena są najbliżej ideału, chociaż mają sporo mankamentów.
Emocjonalnym chłodem, mgłą, w której zdaje się żyć społeczeństwo i celnością obserwacji zarażają nas kolejni autorzy. Adler-Olsen jest wśród nich plasowany wysoko, a do kinowych adaptacji ma szczególne szczęście. Historie powołania do życia departamentu Q, zajmującego się nierozwikłanymi sprawami, poznaliśmy w filmie "Kobieta w klatce".
Klimat był bliski amerykańskich seriali kryminalnych. Siłą był duet wykolejonego zgorzkniałego gliny i starającego się dobrze wypaść imigranta zagrany przez Nikołaja Lie Kaasa i Faresa Faresa. Wtedy chodziło o uwięzioną w nieludzkich warunkach ofiarę. Intryga kryminalna była na poziomie, ale głębia i wątki z drugiego planu zostały zamazane. Najlepiej pokazywano pracę policyjną.
Tandem reżysera Mikkela Norgaarda i scenarzysty Nikołaja Arcela powrócił w "Zabójcach bażantów" z podobnymi słabymi i mocnymi stronami. Znów najgorzej jest z samą fabułą, skrótami dokonanymi względem prozy i zbyt dosłownym wykładaniem motywacji bohaterów. Najlepiej wypada budowanie napięcia i wciąganie widzów w intrygę.
Nie możemy się dziwić, że oglądamy najbardziej kasowy film w historii duńskiego kina. Już przed napisami złowieszczo wygląda zamaskowany nożownik, atmosfera gęstnieje.Po chwili główny bohater odprawia zdesperowanego mężczyznę. Stanie nad nim następnego ranka, gdy niewysłuchany petent zostanie znaleziony w wannie pełnej krwi.
Carl Mork będzie tym razem prowadził śledztwo głównie dla siebie, by poznać motywacje prowadzącą do samobójstwa byłego szefa lokalnej policji. Powróci kolejna sprawa sprzed lat - gwałt i zabójstwo dzieci człowieka, który prosił inspektora z Wydziału Q o pomoc. To śledztwo zostało rozwiązane, ale domniemany sprawca wyszedł po trzech latach. Porządkowanie przeszłości będzie dla Carla i Assada o tyle łatwiejsze, że ich nowa sekretarka okaże się niezwykle pomocna w łączeniu faktów.
A oprócz retrospekcji będziemy mieli melodramat z pięknymi ludźmi sukcesu, rozgrywany w dizajnerskich wnętrzach i kolejnych oderwanych od rzeczywistości bogaczy z sadystycznym zestawem rozrywek.
Zapamiętajcie nazwiska Sarah-Sofie Boussniny (m.in trzeci sezon "Forbrydelsen") i Danicy Curcić (urodzona w Belgradzie młoda gwiazda Duńskiego Teatru Królewskiego dała już o sobie znać w serialu "Most nad Sundem"). W "Zabójcach bażantów" sprawiają, że widzowie bardziej niż zwykle zależy na znalezieniu sprawców. Nawet jeśli na happy end jest już za późno.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.