Panthers Wrocław znów gromią. Tym razem zdobyli Warszawę
W zeszłym roku w dwóch spotkaniach tych ekip wrocławianie zwyciężyli łącznie 110:0. Rekiny w swojej historii jeszcze nie zapunktowały przeciw Panterom. Ta sztuka udała im się czterokrotnie. Ale najpierw musieli przyjąć atak gości, który na boisko wbiegł z impetem. Seria, w której biegi Marcusa Simsa wymieszane zostały z podaniami do Tomasza Dziedzica i Dawida Tarczyńskiego szybko przyniosła pierwsze punkty running backa, gwiazdy z GFL. Rekiny oszołomione tą stratą nie były w stanie skutecznie odpowiedzieć.
Na kolejne punkty wrocławian nie trzeba było długo czekać – w oparciu o Simsa quarterback Kyle Isreal skonstruował kolejną serię zagrań. Uzupełnił ją podaniem do Tomasza Dziedzica, który zdobył pierwszą próbę. Chwilę później kolejny celny rzut poszybował do innego skrzydłowego – Patryka Matkowskiego, który zaliczył przyłożenie. Pantery nie zamierzały jednak zwalniać tempa. Przechwytem popisał się Krzysztof Wis zaś z posiadania zrobiła użytek ofensywa. Biegi Simsa i podania do Grzegorza Mazura były receptą na powiększenie przewagi. Nie minęło wiele czasu a Sharks popełnili kolejny błąd. Niedokładne podania Żaka przejął Krzysztof Tomczak, który akcją powrotną zainkasował sześć punktów. Wtedy wrocławianie zdecydowali się na podwyższenie za dwa. Piłkę podawał Isreal i kiedy wydawało się, że jest poza zasięgiem świetnym chwytem w pełnym wyskoku popisał się Tomasz Dziedzic, który opanował futbolówkę wylądował jeszcze przed linią końcową.
W drugiej połowie obraz gry znacznie się zmienił. Wpuszczeni na boisko rezerwowi Panthers nie radzili sobie tak dobrze jak pierwszy skład. Po drugiej stronie pojawili się skoncentrowani warszawianie z Antonio Roane na czele. Stołeczny biegacz rozegrał świetne zawody i nierzadko przedzierał się skutecznie przez obronę rywali.
- Z naszej strony świetna pierwsza połowa – wszystko szło zgodnie z planem. W ataku byliśmy nie do zatrzymania, zaś obrona dobrze blokowała rywali. Taki był plan – trenerzy kładli nacisk, żeby mocno wejść w pojedynek. W drugiej daliśmy pograć zmiennikom i trzeba przyznać, że Sharks mocno się postawili. Zabrakło nam wtedy koncentracji na finiszu. Takiej, żeby utrzymać prowadzenie lub nawet je powiększyć. Duże rozluźnienie, które wtedy się wdarło nie powinno się zdarzyć. To zawsze może skończyć się przyłożeniem rywali. Pokazali to dzisiaj Sharks, którzy zdobyli 16 punktów. Cieszę się, że wygraliśmy. Dodatkowym powodem do radości jest brak kontuzji w naszym składzie – oznajmił Kamil Ruta, wrocławski linebacker.
W szeregach Panter kolejny udany mecz zaliczył Kyle Isreal, rozgrywający, który mądrze prowadził wrocławską ofensywę. Doskonale uzupełniał go biegacz Marcus Sims, który zdobył wiele jardów i torpedował defensywę rywali świetnymi biegami. Solidne zawody zanotował Patryk Matkowski, zdobywca dwóch przyłożeń. W pierwszej połowie świetnie spisywała się cała obrona, która rozmontowała atak przeciwników i sparaliżowała jego postępy. W linii defensywnej brylował Szymon Adamczyk uznany za MVP spotkania.
Następne spotkanie Rekiny rozegrają również w Warszawie, gdzie 23 maja podejmą Primacol Lowlanders Białystok. Dzień później, także w stolicy, Panthers powalczą z Warsaw Eagles.
Warsaw Sharks – Panthers Wrocław 16:42 (0:13, 0:22, 8:0, 8:7)
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.