Awantura na stoku. Instruktor? Tylko wskazany przez właściciela
- Po prostu spółka zarządzająca wyciągiem przepędza ze stoku innych instruktorów, wzywając nawet policję – skarżą się instruktorzy narciarscy ze Świeradowa Zdroju. Na nartostradach przy wyciągu gondolowym mogą szkolić jedynie instruktorzy ze spółki zarządzającej tym wyciągiem. Przekonał się o tym Marcin Chwaszcz.
- Przyszedłem ze swoją dziewczyną, by ją szkolić na desce, to nawet nie była praca- opowiada - po 15 minutach przyszło trzech ludzi z obsługi i poprosili mnie bym opuścił stok. Powiedzieli, że złamałem regulamin. Nawet mi go pokazali - opisuje.
Mężczyzna nie chciał zejść ze stoku, więc obsługa wezwała policję. Na żądanie policjantki wraz ze swoją dziewczyną zrezygnował, choć mieli wykupione karnety. Otrzymali zwrot pieniędzy, zgodnie z regulaminem, ale jeździć już nie mogli.
Krzysztof Groński, kierownik kolei gondolowej w Świeradowie Zdroju przyznaje, że na nartostradzie na Stogu Izerskim mogą pracować wyłącznie instruktorzy pracujący w spółce zarządzającej obiektem. - To prywatny obiekt. To my utrzymujemy trasy, my naśnieżamy, my płacimy naszym instruktorom i chcemy mieć dla nich pracę – przekonuje. - Prowadziliśmy nabór pracowników do naszej szkółki narciarskiej i będziemy go powtarzać. Nie chcemy by na naszej pracy zarabiali inni, którzy się nie dokładają. Krzysztof Groński przyznaje, że instruktorzy kupują karnety, ale jego zdaniem wpuszczenie obcych nauczycieli narciarskich na stok popsułoby im biznes. Burmistrz Świeradowa Zdroju Roland Marciniak mówi jednak, że sprawa budzi wielkie emocje także wśród mieszkańców. Ośrodek oczywiście jest prywatny, ale zasady, które wprowadza szkodzą po prostu narciarzom. - Były takie dni, że narciarze nie mogli wynająć instruktora i musieli zapisać się do kilkudniowej kolejki – mówi. - Tak być nie powinno.
redaktor Radia Wrocław
Niestety, dobrych informacji dla szkółek narciarskich, które działają bez umowy z właścicielami czy zarządcami dużych ośrodków, nie ma. To jest ich prywatny teren, albo dzierżawiony i mogą praktycznie robić co chcą, ale w oczywiście w imię obowiązującego prawa. I tu pojawia się problem, bo mogę mieć np. rodzinę składającą się z żony, braci i dwanaściorga dzieci i uczyć je jeździć na dowolnie wybranym stoku i tego nikt nie może m zabronić. Jednak jeżeli taka sama liczba dzieci i dorosłych już płaci mi za naukę jazdy, to ośrodki mogą tego zabronić. Robią to rzadko, bo jednak te osoby kupują bilety. Stąd stacje narciarskie mają umowy z konkretnymi szkołami jazdy i te płacą ośrodkom. Dlaczego płacą? No zarabiają, i to niemałe pieniądze, prowadząc tam działalność gospodarczą. Podobnie jak tzw. wyspy w galeriach, sprzedające np. telefony komórkowe, czy portfele. I tam też trzeba zapłacić. Tak dzieje się w prawie całej Europie, nie wyłączając z tego naszych południowych sąsiadów. W Czechach jednak nieco przychylniej patrzą na szkolenie dzieci, bo np. w ośrodku Jańskie Łaźnie-Pec pod Śnieżką, choć zarządca mógłby zakazać obcym szkołom nauki na tamtejszych stokach, w zasadzie wymaga zezwolenia tylko na wydzielenie płotkami części nartostrad, albo wyznaczenie trasy slalomu.
Michał Rutkowski, właściciel niewielkiego stoku w Świeradowie pracował i bywał w zimowych ośrodkach w całej Europie. Jak mówi z czymś takim, że instruktorzy są przepędzani ze stoku, spotyka się po raz pierwszy. - Instruktorzy przyprowadzają ze sobą narciarzy, ci zostawiają pieniądze – mówi. - Z mojego stoku nie przeganiam instruktorów, cieszę się z ich obecności. Naprawdę nie rozumiem takiego posunięcia.
Dotąd nie udało się wypracować porozumienia między instruktorami narciarskimi ze Świeradowa Zdroju a właścicielami wyciągu na Stogu izerskim. Marcin Chwaszcz mówi, że nie pomagają nawet argumenty finansowe, że dobry instruktor przyciąga na stok klientów, którzy zostawiają tam w sezonie łącznie nawet 20 tysięcy złotych za same karnety. Gra idzie jednak o większe pieniądze, bo narciarze za godzinę lekcji płacą 70-90 złotych. Trzyosobowa grupa zostawia więc za godzinę około 250 złotych. Dziennie może to być kilka tysięcy. Instruktorzy nie związani z wyciągiem gondolowym zwykle są o około 10 złotych za godzinę tańsi od swoich kolegów z wyciągowej szkółki.
Burmistrz Świeradowa Zdroju Roland Marciniak podkreśla jednak, że spór o instruktorów jest szkodliwy dla wizerunku miasta. - Wzywanie policji na stok to chyba nie takie emocje, o jakie chodzi narciarzom – mówi. Na razie jednak widoków na zmianę sytuacji nie ma.
Marcin Chwaszcz (na zdjęciu obok) napisał do spółki zarządzającej wyciągiem gondolowym pismo żądając wyjaśnień na temat usunięcia go ze stoku. Przysłał nam odpowiedź, jaką dostał: „(...)Ośrodek zastrzega sobie, że szkolenia dzieci i młodzieży oraz osób początkujących odbywa się w specjalnie przygotowanym ogródku narciarskim SunKid i prowadzone są przez specjalnie wyszkolonych do tego instruktorów, posiadających aktualne uprawnienia PZN i/lub UKFIS. Jednocześnie zabrania się prowadzenia jakichkolwiek indywidualnych czy grupowych szkoleń i zajęć na terenie Ośrodka przez osoby inne niż upoważnione przez SKI&SUN. „Zgodnie z tym zapisem wszystkie osoby nie będące instruktorami narciarskimi oraz SNB działającymi na stoku z ramienia SKI&SUN zostaną wyproszone z nartostrady. Osobom tym zostaną również zwrócone koszty biletu z potrąceniem 30% wartości zgodnie punktem 31. Regulaminu Warunków przewozu. Odpowiadając na Pańskie pytanie informuję, iż jako właściciel terenu na którym znajduje się nartostrada i kolej gondolowa mamy wszelkie prawo tworzyć i dostosowywać regulamin do naszych potrzeb. W związku z tym mamy również prawo nie wyrazić zgodny na prowadzenie zajęć szkolących i doszkalający na naszym stoku przez osoby nie będące przez nas do tego upoważnionymi. W obecnie obowiązującym porządku prawnym nie ma przepisu prawnego, który zakazywałby takiego rozwiązania i tym samym wskazywał na niezgodność regulacji regulaminowej z obowiązującym porządkiem prawnym. Jeżeli chodzi o sposób weryfikacji potencjalnych osób prowadzących szkolenia jest on prowadzony na podstawie obserwacji stoku przez pracowników. W Pana przypadku pracownicy zauważyli że udzielał Pan „pomocy dydaktycznej" nie tylko swojej partnerce – jak Pan twierdzi, ale również innej osobie z którą był Pan widziany na stoku w krótkim odstępie czasowym".
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.