Recenzje Iana Pelczara: Ziarno prawdy *****
Parafraza jednej z wielu ripost Teodora Szackiego, zamieszczona na początku recenzji, jest na miejscu z kilku powodów. Po pierwsze, odnosi się do jednego z największych bogactw filmu – ripost błyskotliwych, dobrze i mądrze napisanych, a potem bezbłędnie, z humorem i dystansem, z chamstwem, ale i z inteligencją, zagranych (Robert Więckiewicz sam sobie wysoko zawiesił poprzeczkę w poprzednich latach i poziom trzyma). Po drugie, wyobrażając sobie widownię filmowej adaptacji powieści Zygmunta Miłoszewskiego, można było obrazować sobie różne linie podziału, ale już po wyjściu z sali kinowej najbardziej prawdopodobna wydaje się ta najprostsza (tak przynajmniej było po premierze prasowej): zachwyceni wychodzą z seansu kinomani, którzy książki nie czytali, zawiedzeni są czytelnicy, znający literacki pierwowzór. Nie chodzi tym razem o zmiany względem oryginału. Niektóre wątki wykreślono, część postaci zniknęła, inne zmieniły swój charakter i rolę – powtarzam po tych, którzy czytali, dodając jednocześnie, że zyskała na tym między innymi wrocławska aktorka Aleksandra Hamkało, której Klara nabrała znaczenia i wyrazistości. Fabuła pozostała w dużym stopniu nietknięta. Prokurator prowadzi śledztwo po brutalnym mordzie na sandomierskiej społecznicy. Od początku pojawiają się skojarzenia z mordem rytualnym, co każe zwrócić uwagę na antysemickie malowidło z miejscowej katedry. Podobno Szacki filmowy idzie dokładnie tropami Szackiego z książki. I to też może być przyczyną niezadowolenia. Spodziewałem się wielu pozytywnych opinii po filmie, ale natknąłem się głównie na jedną: filmowe „Ziarno prawdy” nie trzyma w napięciu, jeśli czytało się książkę.
Ja czułem się w napięciu utrzymany podwójnie. Raz – kryminalną intrygą, dwa – potęgującą odczucia, wchodzącą w bezpośredni dialog z ekranowymi perypetiami, muzyką Abla Korzeniowskiego. Kompozytor światowej sławy stworzył ilustrację w duchu najnowszych dzieł duetu Trent Raznor–Atticus Ross, służących Davidowi Fincherowi przy „The Social Network”, czy „Zagnionej dziewczynie”. Z Hollywood przyjechał też autor zdjęć Łukasz Bielan, wieloletni operator kamery na największych planach filmowych, uczeń Svena Nykvista. Z pomocą takich realizatorów reżyser Borys Lankosz potwierdził, zdobytą debiutanckim „Rewersem”, renomę mistrza kina gatunkowego. „Ziarno prawdy”, podobnie jak osadzona w PRL-u makabreska według scenariusza Andrzeja Barta, z kryminalnej intrygi czyni pretekst do spojrzenia na polskie czyny i zaniechania. Po premierze „Rewersu” pisałem: „chciałbym, żeby Borys Lankosz kręcił kolejne fabuły. Ale nie będę na nie czekał z wypiekami, dopóki jego partnerem-scenarzystą będzie Andrzej Bart. (…) Fabularnie "Rewers" uratował świetny montaż, ucinanie scen, pozwalanie by nie wybrzmiewały zdania”. W „Ziarnie prawdy” reżyserski zmysł Lankosza działa nadal, a współpraca z Miłoszewskim sprawia, że najlepsze są sceny, w których zdania wybrzmiewają. Z części rozmów i przesłuchań czyni to udane widowisko satyryczne. Sposób rozpętania histerii medialnej, nabożne pozdrowienia „wtajemniczonych”, ostra rozprawa patrioty z kościołem – o wielu scenach i tekstach z „Ziarna prawdy” nie powinni zapominać polscy publicyści. Sam film publicystyką nie jest, to widowiskowa sensacja z bogatym tłem, mądrze napisana – to w polskim kinie wciąż jest nowością, ale powoli powinno stawać się standardem.
Duety Więckiewicza z Andrzejem Zielińskim , Krzysztofem Pieczyńskim i Zoharem Straussem naznaczone są ciętą społeczną krytyką, a Jackowi Poniedziałkowi sprezentowano epizod–perłę. Przychodzi mu w udziale uznanie słowa „żółć” za najbardziej polskie, z niezwykle trafnym uzasadnieniem. Już dla tej jednej sceny „Ziarno prawdy” jest seansem obowiązkowym. Poza głównym śledztwem widz ma też sporo do wyłapania. Głos byłej żony Szackiego, który brzmi w słuchawce telefonu, to znakomite rozprawienie się z adaptacją „Uwikłania”, poprzedniego kryminału Miłoszewskiego z tym samym prokuratorem. Nazwisko na fartuchu patologa, który przeprowadza sekcję zwłok, dygresje dotyczące wypieków i dostojność, niezwykła wręcz waga, pomytej podłogi – twórcy „Ziarna prawdy” pokazują jak łatwo spuścić powietrze z nadmuchanego czasami do granic możliwości polskiego balonu.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.