Dakar to walka o życie. Po co kierowcy jadą do piekła?
Powoli kończy się 37. edycja Rajdu Dakar. Na argentyńskich, boliwijskich i chilijskich bezdrożach od dwóch tygodni rywalizuje ponad 650 uczestników, którzy mają do pokonania blisko 9 tys. kilometrów. Ponad ćwierć wieku temu Polacy zadebiutowali w słynnym Rajdzie Dakar. W 1986 roku na starcie stanęły dwie ciężarówki wyprodukowane w podwrocławskim Jelczu. W tegorocznej edycji najsłynniejszego rajdu świata zabrakło dolnośląskich akcentów.
Ale w ubiegłym i my ekscytowaliśmy się dobrą postawą wrocławianina. Zajął dziewiąte miejsce - najlepsze w historii debiutantów w Rajdzie Dakar. Z udziału w obecnej edycji imprezy wyeliminował go uraz kręgosłupa. Wrocławski kierowca Martin Kaczmarski śledzi jednak z uwagą rywalizację na trasach Ameryki Południowej i trzyma kciuki za swojego nauczyciela Krzysztofa Hołowczyca. - On na ten sukces po prostu zasłużył - mówi Kaczmarski.
Dwa etapy przed końcem imprezy Krzysztof Hołowczyc awansował na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej załóg samochodowych. Liderem Rajdu Dakar jest Katarczyk Nasser Al-Attiyah.
Upał i brak snu - to najbardziej dają się we znaki kierowcom, mechanikom i dziennikarzom - wspomina Ireneusz Bąk z TVP Wrocław, który 5-krotnie obsługiwał Rajd Dakar. - W nocy spaliśmy. Ale wielu serwisantów testowało sprzęt, naprawiało maszyny. Baliśmy się, czy ktoś nie wjedzie nam w namiot - wiadomo, wszyscy byli bardzo zmęczeni - opowiada. Kaczmarski dodaje: - To tak byśmy ubrali bieliznę, kombinezon, kominiarkę i kask i w saunie wykonywali nietrudne ćwiczenia przez sześć godzin. Temperatury są nieludzkie, ale da się do tego przyzwyczaić.
Tegoroczny Dakar miał swój tragiczny akcent. Na trzecim etapie z powodu przegrzania organizmu i odwodnienia zmarł Michał Hernik. Debiutujący w imprezie polski motocyklista był 24. zawodnikiem, który zginął na trasach od początku rozgrywania Rajdu Dakar. - Z takimi wydarzeniami także musimy sobie radzić. Każda negatywna informacja jest jak kamień w bucie. Dlatego w tamtym roku starałem się nie odbierać telefonów, nie śledzić informacji. My jedziemy tam wykonać swoją robotę - mówi Kaczmarski. A pytany, czy warto, odpowiada: - Dakar nauczył mnie tego, że problemy, które mam na co dzień nie są problemami, pokazał mi, gdzie są granice mojej wytrzymałości fizycznej i psychicznej. To była dobra, bardzo trudna dwutygodniowa szkoła przetrwania, którą będę pamiętał do końca życia.
Posłuchajcie całego materiału:
Debiut Polaków w Rajdzie Dakar nastąpił 30 grudnia 1986 roku we francuskim Cergy Pontoise. Na starcie prologu dziewiątego rajdu jego stanęły dwie produkowane w Jelczu ciężarówki S442 4x4. Potem przejechały ponad tysiąckilometrowy II etap z Paryża do Barcelony, a także etap trzeci już w Afryce. Niestety w czasie IV-tej część na Saharze w obu Jelczach awarii uległ przedni most wyprodukowany przez renomowaną firmę Steyr, co wyeliminowało je z rywalizacji.
Przygotowaniem Jelcza do rajdu zajął się zespół koordynowany przez inż. Tadeusza Barbackiego. Sercem był turbodoładowany silnik wysokoprężny produkowany przez WSK Mielec o mocy 193 kW przy 2200 obr/min. Do napędu zastosowano 16-biegową skrzynie biegów ZF16. Mosty napędowe były produkcji firmy Steyer. Przedni zawieszony był na półeliptycznych resorach piórowych i zamocowany do ośmiu amortyzatorach. Tylny most także na półeliptycznych resorach z dodatkowymi piórami i czterema amortyzatorami. Masa ciężarówki wynosiła 8980 kg, a prędkość maksymalna 140 km/h.
Jelcz w wersji rajdowej miał w podłodze skrzyni ładunkowej dwa dodatkowe zbiorniki paliwa o pojemności 900 litrów. Był też specjalny zbiornik na wodę pitną. Regulamin zabraniał wtedy korzystania z serwisu. Dlatego Jelcz wiózł też ze sobą całe techniczne wyposażenie specjalne, w tym agregat prądotwórczy, spawarkę, narzędzia, koła zapasowe oraz sprzęt do pokonywania trudnych odcinków pustynnych i górskich. Do następnego rajdu pojazd z podwrocławskiego Jelcza został ponownie zmodyfikowany; moc silnika została podwyższona do 308 kW, zmniejszono wagę, wzmocniono mosty napędowe oraz dodano wiele mniejszych udoskonaleń. W 1988 roku wystartowały trzy polskie ciężarówki - Jelcz, który nie dotarł do mety, oraz dwa Stary 266. Jednego z nich prowadził rajdowiec z Wałbrzycha Jerzy Mazur. Oba stary ukończyły rajd jednak załogi zdyskwalifikowano za przekroczenie limitu czasu. Wygrała wtedy czechosłowacka Tatra. Marek Waligóra
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.