Czarnecki: "Political fiction" (Felieton polityczny)
A jak to wygląda? Nie ma mowy o porozumieniu obu tych formacji. Nikt w PiS-ie, ani w SLD nie mówi, nawet na wewnętrznych spotkaniach partyjnych, o takiej potencjalnej koalicji rządowej. A że SLD pod przewodnictwem Napieralskiego zrozumiało, że PO traktowało lewicę instrumentalnie, jako młot na PiS, jako potrzebny, ale lekceważony komponent obozu "antyPiSizmu" - i teraz nie chce być w tym zakresie chłopcem na posyłki Tuska, czy platformerskim psem do ujadania na PiS, przeciwnie, chce prowadzić autonomiczną grę, w której z równym dystansem trzyma się od PO, jak i od PiS-u - to dla lewicy najwyższa pora. Inaczej stałaby się bardzo szybko zmarginalizowaną przystawką do Platformy, chwaloną na salonach, ale niemającą realnego bytu politycznego.
PiS i lewica są w opozycji, a to wymusza wręcz dość podobną krytykę rządu o identyczne głosowania antyrządowe. Z tego kompletnie nic nie wynika. Oczywiście poza faktem, że SLD Napieralskiego przestała być dla PO "przynieś, podaj, pozamiataj", jak funkcjonowało to za Olejniczaka, który liczył się z "Salonem" dużo bardziej niż jego następca.
Jedno jest też pewne. Kwaśniewskiemu nie chodziło o to, żeby za parę lat nazywać go "prorokiem Aleksandrem" (choć może by to go połechtało) i tym, który pierwszy przewidział układ prawicowo-lewicowy. Raczej chciał, nagłaśniając rzekome rozmowy - "spalić" ich finał (dodajmy: rozmowy, których nie ma...).
Było to też z jego strony pogrożenie palcem wobec PO: uważajcie Platformersi, PiS odzyskuje zdolności koalicyjne - jak w 2005 roku - a wy je tracicie.
Kwaśniewski, który stracił politycznie na tym, że bardzo wyraźnie spadły w SLD wpływy jego pupili: Olejniczaka i Szmajdzińskiego, chciał zasygnalizować potencjalnym partnerom lewicy - z PO - że trzeba zagrać na ten właśnie liberalny i bardziej antyPiS-owski nurt na lewicy.
Cała ta wrzawa PiS-owi ani pomaga, ani nie szkodzi. Twardy elektorat się tym nie przejmie (widać to było po tym, jak "ujawniono" rzekome rozmowy PiS i SLD o TVP - w sondażach wcale na tym nie straciliśmy). Najwyżej wyborcy PiS narzekający, że ta partia nie ma zdolności koalicyjnych i do władzy nie wróci, ugryzą się w język.
Słowem: jest to "political fiction". Ale nerwowe reakcje polityków PO i części dziennikarzy sprawiają, że ów "political fiction" oglądać można z uśmiechem na twarzy...
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.