Bunt lekarzy na porodówce. Chodziło o...podwyżki
Rozmowy trwają, na razie jeszcze nie wiadomo, czy lekarze z wrocławskiego szpitala im. Falkiewicza przyjmą propozycję dyrekcji i wycofają wypowiedzenia z pracy. Medycy, w liście otwartym opublikowanym w ubiegłym tygodniu, alarmowali o fatalnych warunkach i braku nowoczesnego sprzętu. Dziś rozmowy dotyczą głównie podwyżek płac.
Szef placówki Janusz Wróbel przedstawił swój pomysł podniesienia wynagrodzeń, na razie nie chce zdradzać szczegółów propozycji. Lekarze chcą dostać je na piśmie i dopiero wtedy podejmą decyzję.
W tym czasie szpital pracuje normalnie.
- Tak dłużej nie można pracować: narażamy siebie i pacjentki na niebezpieczeństwo - mówili kilka dni temu lekarze, którzy podpisali się pod listem. Czytamy w nim między innymi: "pracujemy w brudnych, nieodmalowanych, obskurnych pomieszczeniach. Otoczeni jesteśmy śmierdzącym dwudziestoletnim kurzem, rozpadającymi się meblami, brudnymi od potu wielu już pokoleń lekarzy".
Zdaniem lekarzy na oddziale nie ma podstawowego sprzętu medycznego. Podawane w piśmie argumenty są wstrząsające: "Nie posiadamy nawet nowoczesnego USG nie wspominając już o tym, że do niedawna nie mieliśmy sprawnego aparatu rentgenowskiego. Brak możliwości wykonania w trybie pilnym wielu badań laboratoryjnych decydujących o życiu pacjentów stawia pytanie, czy taki szpital powinien istnieć i prowadzić działalność leczniczą".
Do tego, jak mówią, zbyt mała obsada powoduje, że są przemęczeni - bywa że przyjmują po 10 porodów na dobę. Lekarze maja tak dużo obowiązków na różnych oddziałach jednocześnie, że pacjentki są pozbawione opieki. W liście do marszałka podkreślają, że o problemach szpitala informowali zarówno dyrekcję, jak i władze samorządowe - nie było żadnej reakcji. - W tej sytuacji pozostało zwolnienie się z pracy, nie chcemy brać na siebie odpowiedzialności za doprowadzenie do tragedii - mówi jeden z sygnatariuszy listu.
KLIKNIJ I PRZECZYTAJ CAŁY SZOKUJĄCY LIST OTWARTY LEKARZY
"Ponieważ sytuacja jest bardzo pilna i nieuchronnie zmierza ku tragedii, w przypadku braku niezwłocznej reakcji i odpowiedzi ze strony Pana Marszałka zamierzamy poinformować o zaniechaniu i zaniedbaniu ze strony Dyrekcji oraz Organu Założycielskiego szpitala stosowne organy Wrocławskiej Prokuratury oraz administracji państwowej" - piszą lekarze.
Pacjentki i ich rodziny w większości tych problemów nie odczuwają. Niektórzy popierają protest medyków:
Dyrektor szpitala Janusz Wróbel nie zgadza się zarzutami dotyczącymi warunków pracy. Przyznaje jednak, że wynagrodzenia to temat do rozmowy:
Dyrektor nie chciał zdradzić szczegółów dotyczących ewentualnej podwyżki. Lekarze przyznają, że jeśli propozycja będzie odpowiednia, wycofają wypowiedzenia. Jeśli uda się wywalczyć podwyżkę, dostaną ją wszyscy szpitalni lekarze. Środki mają pochodzić z wyższego kontraktu z NFZ. Szef wydziału zdrowia urzędu marszałkowskiego Jarosław Maroszek, komentując zamieszanie na Brochowie powiedział nam, że rozmowy ws podwyżek leżą po stronie dyrekcji. Natomiast jeśli chodzi o poprawę infrastruktury, to na najbliższy rok w planie jest przeznaczenie 3 i pół milion złotych. W poprzednich kilku latach urząd przekazał na remonty i modernizację obiektu ponad 20 milionów.
Tak swoją decyzję o złożeniu wypowiedzenia tłumaczy ordynator oddział ginekologiczno-położniczego Tomasz Bielanów:
Ordynator dodaje, że poza brakami kadrowymi są też problemy ze sprzętem medycznym. Jeden z 20 lekarzy, który podpisał się pod listem otwartym i złożył wypowiedzenie - Leszek Skośkwicz, także zwraca uwagę na braki kadrowe:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.