Dutkiewicz: czas na nowe otwarcie, nową politykę? (Komentarz)
Tym potencjalnym sojusznikiem są coraz prężniejsze i głośniejsze NGO-sy, które interesują się Wrocławiem. To prawdziwi ultrasi modernizacji. Ich głównym miejscem spotkań są internetowe fora i grupy dyskusyjne. Są wyjątkowo wrażliwi zarówno na piękno miasta, jak i na wpadki miejscowych samorządowców. Domagają się radykalnej poprawy jakości życia we Wrocławiu. I nie chcą już dłużej słyszeć mantry o "nadrabianiu wieloletnich zaległości z czasów PRL".
Oczywiście – żeby pozyskać ich sympatię, Rafał Dutkiewicz nie może rozmawiać z nimi tak, jak kłócił się we wtorek z demonstrującymi rowerzystami (- Głupoty opowiadają. Są złośliwymi i niedobrymi ludźmi – wściekał się, wcześniej odmawiając debaty z nimi).
Traktując w ten sposób ludzi z NGO-sów Dutkiewicz wpycha ich w ramiona swoich politycznych rywali, którym też marzą się radykalne (acz nieco inaczej rozumiane) zmiany w mieście.
Ale po kolei. Pisząc o resecie Wrocławia mam na myśli uruchomienie reform w tych dziedzinach, które są wyraźnie zaniedbane. I jednoczesne otwarcie się na nowe środowiska i pomysły. Kontekstem resetu jest kampania wyborcza. Zaś długofalowym punktem dojścia – wykreowanie (a potem realizacja) nowej wizji Wrocławia na czas po Euro 2012.
Wszak trudno nie zauważyć, że dawny, wizjonerski potencjał Rafała Dutkiewicza ostatnio przygasł. Z jego wielkomocarstwowych pomysłów ostał się w zasadzie tylko jeden, w dodatku do niedawna peryferyjny – Euro 2012. Co gorsza, realizacja tego projektu de facto "kładzie" budżet miasta, i bez tego zagrożony spowolnieniem gospodarki.
Nowej wizji nie ma. Nie wiadomo, jakie cele będzie miał Wrocław po Euro 2012. A przecież jest wysoce prawdopodobne, że Dutkiewicz – jeśli tylko zechce – porządzi miastem przez kolejne kadencje. W jego własnym interesie jest wymyślenie czegoś, co porwie wrocławian w przyszłości, po "skonsumowaniu" mistrzostw Europy w piłce nożnej.
Czy tę wizję wykreuje urząd miejski? Nie sądzę. Jego niedawna decyzja o cięciach w rozkładach jazdy autobusów i tramwajów, a następnie jej cofnięcie przez prezydenta pokazały, że w miejscowym samorządzie być może panuje chaos. Skoro tak, to Dutkiewicz tym bardziej potrzebuje bystrych doradców z zewnątrz.
Czy tę wizję wykreuje rada miasta? Niekoniecznie. Ulega ona faktycznej marginalizacji. Z kilku względów. Po pierwsze dlatego, że nie sprzyja jej system władzy w mieście: popularny prezydent nie musi przejmować się opiniami radnych. Po drugie dlatego, że stała się terenem walk partyjnych – te zaś kierują się inną, zdecydowanie bardziej prymitywną logiką, niż kreowanie kompleksowych wizji rozwoju. Po trzecie dlatego, że wśród samych radnych próżno szukać liderów zmiany sposobu myślenia o Wrocławiu.
W ostatnim czasie energię klubów PiS i PO pochłania zwalczanie – skądinąd dobrej – propozycji Dutkiewicza, by odblokować miejsca parkingowe w centrum miasta. Oczywiście, pomysł wart jest dyskusji. Ale to detal – zwłaszcza jeśli zestawić go z prowadzoną raczej na forach, niż w radzie debatą o kierunkach rozwoju publicznego transportu aglomeracyjnego we Wrocławiu i okolicach.
Jeśli więc prezydent potrzebuje świeżych wizji i pomysłów, a rada miejska więdnie – otwiera się przestrzeń, która aż się prosi o to, by ją wypełnić. W tę właśnie pustą przestrzeń wdzierają się NGO-sy oraz hobbyści i specjaliści z zewnątrz. Takie grupy jak Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia, czy Wrocławska Inicjatywa Rowerowa. Uczestnicy debat prowadzonych w Forum Wieżowców Polskich i na forach o kolejnictwie i komunikacji miejskiej. Eksperci z Politechniki Wrocławskiej.
To nie są tylko kontestatorzy. To prawdziwa, nowa, wielkomiejska kultura alternatywna. Autorzy wizji, planów i projektów. Niespokojni, ale konstruktywni polemiści.
To o nich opowiada w "Gazecie Wyborczej" Paweł Kubicki z Uniwersytetu Jagiellońskiego jako o "nowych mieszczanach".
To oni wprowadzają nowe tematy do debaty publicznej. Miejscowe media dyskutowały ostatnio o wizji darmowej komunikacji miejskiej, zastanawiając się czy z Wrocławiem da się porównać belgijskie miasto Hasselt, gdzie taki model działa. Mało kto jednak pamiętał, że bodaj jako pierwszy o komunikacji w Hasselt pisał i mówił Rafał Górski, krakowianin, autor pierwszej i chyba jedynej polskiej książki o tzw. demokracji uczestniczącej, który w lipcu był przez parę dni we Wrocławiu (m.in. jako gość Blogoskopu Radia Wrocław). Dopiero za nim temat podnieśli (i to dość niezręcznie) lokalni anarchosyndykaliści, a za nimi dziennikarze.
Awanturę o cięcia w rozkładach jazdy jako pierwsze wywołały nie media, a internetowe Wrocławskie Forum Komunikacyjne. Sami NGO-sowcy przekonują, że użytkownicy tego forum, wraz z Towarzystwem Upiększania Miasta Wrocławia już przed wakacjami ostrzegali, iż polityka transportowa miasta zakończy się katastrofą. Od dawna ślą też do magistratu listy z propozycjami zmian – dopiero teraz zostały wykorzystane.
Władze miasta świetnie znają te grupy. Jednak nie bardzo wiedzą, jak je potraktować. Z jednej strony – chętnie ich słuchają (przykład: niedawna ciekawa i konstruktywna dyskusja Patryka Wilda z zarządu MPK z NGO-sowcami i forumowiczami z serwisu Dolnoslazacy.pl w Salonie Śląskim). Z drugiej strony – traktują je nieufnie, o czym świadczy wtorkowa kłótnia Rafała Dutkiewicza z rowerzystami.
Notabene, w jej trakcie prezydent wypomniał cyklistom, że przecież w urzędzie miejskim działa ich nominat w randze tzw. oficera rowerowego. Tyle że w środowisku wrocławskich NGO-sów ten przykład uchodzi za wyjątkowo negatywny. Ich zdaniem, oficer rowerowy to typowy "kwiatek do kożucha" - pozbawiony kompetencji i realnego wpływu na działania miasta służy prezydentowi za alibi w dyskusjach z niezadowolonymi rowerzystami.
Mimo to, uważam, że prezydent miasta i NGO-sy mają o czym ze sobą rozmawiać. Prezydentowi powinno zależeć na nowej wizji. NGO-som zależy na przekuciu ich śmiałych pomysłów w realne działanie.
Obie strony muszą jednak wykazać się dobrą wolą. Prezydent nie powinien traktować NGO-sów jako dostarczycieli darmowych opracowań konsultingowych. Zaś NGO-sy powinny być gotowe na merytoryczne kompromisy.
Prezydent zapewnia decyzyjność. NGO-sy zapewniają wizyjność. Co więcej, prężne NGO-sy są kompletnie nieobciążone biurokratyzmem, partyjnymi lojalnościami, czy korporacyjnym nastawieniem na zysk. To gotowe think tanki, zespoły zadaniowe do rozwiązywania trudnych problemów.
Żeby skorzystać z ich pomysłowości, miasto musi wykonać jakieś gesty. Tak właśnie zrobił polityczny rywal Dutkiewicza, marszałek Dolnego Śląska Marek Łapiński, który w ostatnią niedzielę zaprosił użytkowników forów kolejowych na przejażdżkę szynobusem po nowej linii Wrocław-Trzebnica. NGO-sy odnotowały ten gest. Warto dodać, że Łapiński tworzy połączenia kolei podmiejskiej, które docelowo mają być zintegrowane z wrocławską komunikacją miejską w jednolity system transportu aglomeracyjnego.
Last, but not least, ten nowy miejski fenomen jest też wyzwaniem dla miejscowych dziennikarzy. Warto, żeby(śmy) uzupełniali nasze notesy z numerami telefonów o kolejne namiary do czołowych ultrasów modernizacji. Żeby(śmy) zmienili perspektywę oglądu spraw miejskich – z "politykocentrycznej" (skupiającej się na logice walk partyjnych) na tę merytoryczną, w której spór przebiega nie pomiędzy ugrupowaniami, a pomiędzy wizjami (albo – ściślej – między wizjami a realem).
Ultrasi modernizacji działają nie tylko we Wrocławiu. Są już aktywni w wielu polskich miastach – w Poznaniu, w Łodzi, w Lublinie, w Warszawie, w Gdańsku... Mało kto wie, że tego typu grupy od niedawna współpracują ze sobą pod szyldem "Wspólna Przestrzeń". Spotykają się, organizują debaty i konferencje.
Ten oddolny ruch jest znacznie ciekawszy niż partyjna polityka, którą znamy z ekranów telewizorów.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.