Pralnia Uniwersytetu Medycznego do likwidacji
Dramat pracowników pralni Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Działający od kilkunastu lat zakład kiedyś zatrudniał około 300 osób, teraz pozostało około stu, a i ci ludzie wkrótce dostaną wypowiedzenia. Na Borowską kiedyś trafiały tysiące ton pościeli ze szpitali, uzdrowisk i hoteli z całego regionu - pranie szło na trzy zmiany. Jednak to już przeszłość - uczelnia zdecydowała o likwidacji zakładu - pracownicy są zaskoczeni i załamani:
Robert Woźnicki z uczelni potwierdza, że senat podjął decyzję: - Pralnia będzie likwidowana w najbliższym czasie. Z przyczyn ekonomicznych. Nie jest konkurencyjna na rynku. Część szpitali znalazło sobie tańszych podwykonawców. Potrzebne są bardzo duże nakłady inwestycyjne, jeżeli chodzi o modernizację - mówi Rober Woźnicki.
By pralnia mogła być konkurencyjna, trzeba zainwestować kilka milionów złotych, a na to uczelnia nie ma pieniędzy. Do tego zakład ma prawie milion złotych długu - załoga jest tym zaskoczona, bo miesięcznie przyjeżdżało tam nawet 300 ton prania.
POSŁUCHAJ:
Przewodniczący powołanego niedawno związku zawodowego Jacek Nizner jest przekonany że zakład mógł dobrze funkcjonować i przynosić zyski - teraz, jak mówi, już za późno: - Związek powstał w maju. Wcześniej tutaj panowały takie zasady, że dyrekcja robiła co chciała. Ani nie pozwolili dofinansować tego zakładu, ani własnych środków nie mieliśmy. Jeszcze półtora miesiąca temu samochody się uginały. Decyzja była taka właściciela, żeby zamknąć zakład. Jeszcze trzy lata temu mogliśmy go uratować, ale potrzebna była dobra wola wszystkich stron - mówi Jacek Nizner.
Kłopoty zakładu tłumaczy kanclerz Justyna Wojtuń: - Przez wiele lat głównymi odbiorcami usług pralni były szpitale, nie tylko należące do uczelni, ale także szpitale na terenie Dolnego Śląska, których sytuacja finansowa powodowała, że zobowiązania nie były płacone na bieżąco. Utrzymanie tej pralni byłoby nieopłacalne.
Co ciekawe, z usług uczelnianej pralni nie korzystają uniwersyteckie szpitale - rzeczniczka kliniki przy Borowskiej Monika Kowalska: - Pierzemy w pralni zewnętrznej, z którą podpisaliśmy umowę w maju 2014 roku. Rektor poinformował nas o likwidacji pralni. Musieliśmy znaleźć nowe miejsce. Jest to firma zewnętrzna, która odbiera od nas bieliznę. Zastosowała nową technologie ewidencjonowania tej bielizny. Dzięki temu sporo zaoszczędziliśmy - tłumaczy Monika Kowalska.
Sporo to znaczy około pół miliona złotych. A uczelnia tarci, a tracić dłużej nie chce... Były dwie próby sprzedaży zakładu - cena wywoławcza 2 miliony złotych - nikt nie był chętny. Co dalej ma być w tym miejscu? Pracownicy spekulują, że pewnie atrakcyjniejsza niż ich miejsce pracy, jest działka na której stoi zakład: - Nie ma konkretnych planów związanych z zagospodarowaniem budynków po pralni. Uczelnia musi zinwenteryzować majątek, który pozostanie. Ocenić też stan techniczny, czy ewentualnie te budynki nadają się do modernizacji, czy też wyburzenia, żeby stworzyć miejsce do rozbudowy campusu na ulicy Borowskiej.
Pracownicy maja dostać należne odprawy, niektórzy jednak decydowali się oddać sprawy do sądu. Inni już na nic nie liczą: - Dostaniemy odprawę i będziemy szukać pracy. To jest dramat. Większość ludzi długo pracuje, część pójdzie na zasiłki przedemerytalne, emeryturę. Znaleźć pracę po pięćdziesiątce jest trudno - mówią pracownicy.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.