Oni sobie tu, on sobie tam, czyli debata po wrocławsku
Być może w przyszłości każda partia będzie miała swoje Święto Niepodległości. Na razie na własne obchody decyduje się Prawo i Sprawiedliwość. Czytam w dzisiejszej Gazecie Wyborczej, że 10 listopada PiS uczci w stolicy ofiary katastrofy smoleńskiej, odda hołd Józefowi Piłsudskiemu, ale 11. Listopada będzie świętować w Krakowie razem z Węgrami. Wyborcza pisze, że ci Węgrzy to będą wielbiciele Orbana. Tymczasem w innym miejscu ta sama Wyborcza relacjonuje, iż w Budapeszcie wściekli na Orbana Węgrzy wychodzą na ulice, by protestować przeciw podatkowi za internet. A rządzący Fidesz nie ma wyjścia, bo rekordowo zadłużył budżet państwa.
We Wrocławiu jest spokojnie, chociaż wczoraj podczas debaty pięciorga kandydatów na prezydenta miasta, stan finansów i sensowność wydatków były głównym tematem. Jeden z kandydatów mówił, że Wrocław jest zadłużony na 40 lat. Hm, to tak jak niejedna rodzina, spłacająca kredyt hipoteczny. Zdaniem specjalistów, wysokość zadłużenia nie jest problemem. Istotą jest zdolność jego spłacania. Waldemar Bednarz na swej kandydackiej stronie uruchomił licznik długu. Wskazuje on prawie 6 - miliardowe zadłużenie, które rośnie każdej minuty o tysiąc złotych. Do tego chwytu - zarzutu ustosunkowuje się na łamach Dziennika Gazety Prawnej Rafał Dutkiewicz. Cytuję: "Finanse miasta są pod 100 - procentową kontrolą i w bardzo dobrym stanie. Dług nie wynosi 6 mld. tylko 3 razy mniej". Oczywiście pojawia się sprawa długów zaciągniętych przez miejskie spółki, ale tu prezydent Dutkiewicz używa następującego argumentu: "to tak, jakby do zadłużenia państwa polskiego zaliczyć kredyty zaciągnięte przez elektrownię w Opolu na nowa turbinę". Tak czy owak, dziwny jest ten dialog kandydatów z urzędującym: oni sobie tu, on sobie tam. Ale Wyborcza Wrocław pisze, że gdyby zdarzyła się dogrywka, druga tura wyborów, to do debaty dojdzie. Jak mamy to - my wyborcy rozumieć: jako szansę, czy groźbę? Jak chcemy zobaczyć debatującego Rafała Dutkiewicza to mamy nie głosować na niego za pierwszym razem?
Gazeta Wrocławska opisuje perypetie startującej w wyborach samorządowych Renaty Granowskiej. Otóż pojawiły się ulotki, na których pani Renata chwali się znajomością (a w sugestii poparciem) Sebastiana Mili. Sebastian Mila czuje się wykorzystany wbrew swej woli. Poczytałem o tym i dopiero zrozumiałem zdarzenie z poniedziałku. Przedwczoraj, w pucharowym meczu Śląska ze Stalą Stalowa Wola Mila nie strzelił karnego. To nie było partactwo. To było na złość Granowskiej.
Do usłyszenia się z Państwem...
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.