Na co choruje dolnośląska służba zdrowia? (Posłuchaj)
Dramatyczna akcja ratunkowa, śmigłowiec latający od szpitala do szpitala z dzieckiem w stanie krytycznym na pokładzie. 8-letniego chłopca rannego w wypadku samochodowym w Oleśnicy nie udało się uratować. Minął tydzień od wydarzeń o których usłyszała cała Polska. Wiemy już więcej, ale nadal nie ma odpowiedzi na pytania: co zawiodło, czy popełniono błędy, czy zrobiono wszytko co było możliwe aby ratować dziecko?
Szpital podjął decyzję o upublicznieniu zapisów z monitoringu przedstawiające lądowanie śmigłowca na płycie lądowiska USK i działania podejmowane przez lekarzy SOR wobec pacjenta.
Pobierz film z zapisem monitoringu ...
Sprawę badają prokuratura, Ministerstwo Zdrowia, NFZ i Uniwersytet Medyczny, któremu podlega szpital. Wewnętrzne kontrole prowadzi także sam szpital.
Fala krytyki wylała się na Uniwersytecki Szpital Kliniczny przy Borowskiej we Wrocławiu do którego śmigłowiec ratunkowy przetransportował chłopca, lekarze jednak nie podjęli akcji ratunkowej tylko odesłali śmigłowiec do szpitala wojskowego. Tam mimo reanimacji dziecko zmarło.
|
Wiele osób, z którymi rozmawialiśmy mówiło:"Skandal". Jednak nie wszyscy mają pełną wiedzę więc trochę wychodzi strasznie i śmiesznie. Pies, gąsienica, czterej pancerni...?
Ministerstwo Zdrowia do czasu zakończenia kontroli nie chce komentować tego co się wydarzyło - w ubiegłym tygodniu jednak wiceminister Sławomir Neuman na antenie Polskiego Radia mówił, że nie przesądzając o winie, trzeba sprawdzić co zawiodło:
Odpowiedź nie jest taka oczywista. Wojewoda dolnośląski już po pierwszym spotkaniu z szefem szpitala przy Borowskiej w ubiegły czwartek nabrał wątpliwości:
Wszystko odbyło się prawidłowo mówi wojewoda, ale dziecko nie żyje.
Natychmiast pojawiły się pytania. Dlaczego szpital kliniczny, który ma SOR i jedyne na Dolnym Śląsku Centrum Urazowe, nie przyjął dziecka. Początkowo zastępca dyrektora szpitala Bogusław Beck tłumaczył, że ośrodek przy Borowskiej nie był gotowy - bo dyżur neurochirurgiczny pełnił inny szpital. To tłumaczenie zaskoczyło NFZ, który płaci za pełną gotowość zarówno SOR jak i centrum urazowego - mówi Joanna Mierzwińska z Funduszu:
Rzeczniczka Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, Joanna Sochacka rzeczywiście kilkakrotnie potwierdzała, że lekarze z Borowskiej nie mieli kontaktu z dzieckiem. Jednak wczoraj w szpitalu oglądaliśmy film z lądowiska - szef szpitala Piotr Pobrotyn przekonuje, że lekarze nie odmówili pomocy:
Na te ustalenia pewnie trzeba będzie długo czekać.
Prezes Dolnośląskiej Izby Lekarskiej i jednocześnie chirurg dziecięcy Jacek Chodorski mówi, że ten wypadek obnażył słabość organizacyjną systemu ratownictwa na Dolnym Śląsku:
Jerzy Sypuła z wydziału zdrowia urzędu marszałkowskiego ocenia, że dyspozytor nie popełnił błędu wysyłając śmigłowiec na Borowską:
Pojawiają się też nowe pytania - dlaczego nie wysłano dziecka do szpitala przy Traugutta, gdzie jest chirurgia dziecięca? Według wstępnych ustaleń ten ośrodek miał odmówić, bo nie pełnił tego dnia dyżuru. A tutaj z kolei pojawiają się pytania o ostre dyżury. NFZ mówi, że nic nie wie o tym że szpitale dzielą się dyżurami - prorektor ds. klinicznych Uniwersytetu Medycznego profesor Romuald Zdrojowy mówi, że to nie jest żadna tajemnica:
Profesor Zdrojowy nie zgadza się z opinią, że centrum urazowe nie było gotowe:
Zdjęcie na stronie głównej: Tomáš Vendiš/ Wikimedia Commons
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.